Sarny podczas rui pozostają kilka dni przy kozłach, spędzając czas na miłosnych gonitwach. Nowe pokolenie przyjdzie jednak na świat dopiero w maju przyszłego roku. Na czym polega sprytny wybieg natury?
W sierpniu, w czasie rui, sarny delikatnie popiskują przywołując do siebie samce. Gdy rogacz nadejdzie rozpoczyna się miłosna gra pozorów. Sarna udaje przestraszoną, ucieka, raz po raz zerkając jednak ciekawie na samca. Ten od razu podejmuje miłosną grę. Przez trzy, cztery dni pozostają razem w miłosnych uniesieniach.
Gdy rogacz odejdzie, szukając do swych zabaw kolejnych partnerek, sarna powraca do swojego stada. Nosi w sobie już nowe życie.
Rozwój płodu trwa u saren pięć miesięcy. Tymczasem młode przyjdą na świat dopiero w maju przyszłego roku (po dziesięciu miesiącach od zapłodnienia). Dlaczego tak się dzieje?
Gdyby koźlaki miały się urodzić po pięciu miesiącach, ich przyjście na świat przypadłoby na grudzień - początek często srogiej zimy. Urodzone w tych warunkach miałyby znikome szanse na przeżycie. Zarówno niskie temperatury, problemy z pokarmem jak i zwykłe trudności w ukryciu młodych skazywałyby je na szybkie spotkanie z drapieżnikiem.
Tymczasem natura zastosowała sprytny wybieg. U saren występuje zjawisko ciąży przedłużonej. Polega to na tym, że płód nie rozwija się przez pierwsze pięć miesięcy. Dopiero w styczniu zaczyna się naturalny jego rozwój.
Na wiosnę, sarna oddali się od swojego stada (rudla), z którym spędziła jesień i zimę. Jej zadaniem będzie teraz znalezienie dogodnego miejsca na poród. Wybierze dobrze ukryte wśród roślin otoczenie, gdzie w maju bezpiecznie przyjdą na świat dwa, a czasem nawet trzy małe koźlaki.