Kto by nie chciał spotkać dzięcioła trójpalczastego. Wielu przyjeżdża do Puszczy Białowieskiej naprawdę z daleka, by obejrzeć dzięcioła o trzech palcach. Pośród pasjonatów fotografii przyrodniczej panuje niemal dziki szał i gdy tylko dowiedzą się od znajomych, że gdzieś był ów dzięcioł widziany, dokonują niemal prawdziwego najazdu. Podobnie bywa z sóweczką, ale to już opowieść na zupełnie inną okazję.

Nauczony tym doświadczeniem staram się trzymać język za zębami, bo i po co ściągać w jedno miejsce tak zwanych „miłośników przyrody”, którzy zamiast eksplorować las w ciszy i samotności, organizują zbiorowe eskapady prześcigając się przy tym w kosztownym sprzęcie fotograficznym.


Wracając do „trójpalczaka”, w zasadzie nie miałem nawet myśli takich, by się za nim rozglądać. Z aparatem wybrałem się w zupełnie innym celu, ale jak to bywa podczas wędrówek, przyroda sama potrafi nas zaskoczyć, serwując przed oczy rzadko widywane zdarzenia. Dzięcioł trójpalczasty w Puszczy Białowieskiej nie jest co prawda aż tak rzadką osobliwością, ale z całą pewnością napotkanie go wywołuje radość. Nie tylko z tego względu, że jest pewnego rodzaju ikoną Puszczy Białowieskiej, ale także z tego powodu, że jest dzięciołem nad wyraz towarzyskim i mało płochliwym.


Szedłem zatem lasem sosnowym, w którym było dużo uschniętych wskutek żerowania kornika drukarza świerków. Rozglądałem się w poszukiwaniu rzadkich grzybów i śluzowców, gdy nagle do moich uszu zaczęło dobiegać delikatne, ciche stukanie w pień drzewa. Zatrzymałem się nasłuchując skąd ów dźwięk dochodzi. Patrzę, jest! Siedzi sobie całkiem niedaleko i swoim specyficznym sposobem dziobie korę obumarłego świerka. Spojrzał na chwilę na mnie i jakby nigdy nic kuje to tu, to tam w swój charakterystyczny „trójpalczasty” sposób. Nieopodal było słychać drugiego dzięcioła, ale mając już tego w zasięgu wzroku skupiłem się właśnie na nim.


Do dzięcioła trójpalczastego nie trzeba się jakoś specjalnie skradać i maskować swoją obecność. Jeśli chcemy go zobaczyć naprawdę z bliska, wystarczy pewna doza cierpliwości, polegająca na powolnym podchodzeniu coraz bliżej, czyniąc co kilka kroków dłuższe przerwy.


Potrzebne jest to, aby dzięcioł trójpalczasty oswoił się z naszą obecnością. Popatrzy, przesunie się na niewidoczną dla naszych oczu część pnia i będzie dalej zajmował się wydłubywaniem owadów z kory. Jeśli stwierdzi, że jednak intruz znalazł się zbyt blisko, odleci na sąsiednie drzewo i będzie żerował dalej. Czynność podchodzenia możemy wówczas z powodzeniem powtórzyć i w zasadzie powinno się udać podejść naszego niewielkiego dzięcioła jeszcze bliżej.  Tym razem udało się na odległość około trzech metrów.


Z tak bliskiej odległości można dokładnie zaobserwować jego zachowanie i metody wydłubywania pożywienia. W tym konkretnym przypadku było to o tyle fascynujące, że dzięcioł trójpalczasty żerował na wysokości mojej głowy, stwarzając doskonałe warunki do obserwacji. Niestety warunki do fotografowania i filmowania nie były zbyt korzystne ze względu na spore zacienienie i wyjątkowo pochmurną, wręcz ołowianą aurę.

Artur Hampel