Żubr pochłaniał kolejne kęsy trawy, powoli unosząc łeb w zadowoleniu. Tymczasem, tuż obok toczyła się walka o wszystko. Był już wprawdzie październik, ale rykowisko dopiero wkraczało w kulminacyjną fazę. Dwaj konkurenci złączeni porożami, balansowali ciałem, uważni na cios przeciwnika. Jeden niewłaściwy ruch, zły układ głowy mogły zdecydować o klęsce. Wystarczy odpowiedni atak, by wieńcem boleśnie wykręcić łeb rywala do nienaturalnej pozycji.

Na szczęście skończyło się bez obrażeń. Słabszy byk, zgodnie z przewidywaniami odpuścił dalszym zmaganiom. Jeszcze tylko ratując resztki honoru, lekceważąco ustawił się bokiem. Nie chciał przystąpić do dalszej walki, ale zwlekał także z ucieczką. Takie żałosne kombinacje dodatkowo rozjuszyły triumfatora, który w złości ponaglająco zaryczał.

A żubr? Żubr nadal stał spokojnie, żując swoje przysmaki. Nic go nie obchodziły amory, wściekłość i walki sąsiadów. Niby polana ta sama, ale dwa różne światy.