Znajomi od dawna chwalą się swoimi jesiennymi grzybowymi sukcesami. A to sto prawdziwków u jednego, sto pięćdziesiąt podgrzybków u drugiego. Trudno nie ulec pokusie grzybobrania. Biorę aparat i w las. Już na skraju puszczańskich ostępów słychać pukanie. Tak, jakby ktoś do drzwi pukał. Winowajca ukrył się wysoko w koronach drzew.

Nasz rodzimy dzięcioł duży trochę się ze mną droczy, by po chwili dać się sfotografować w trakcie mozolnej pracy. Zapewne szuka pod korą sosny pożywienia, chyba że dostrzegł mnie już dawno, uznał za intruza, który ingeruje w jego leśny biotop i ostrzega pukając. Kochany, spokojnie, podnoszę jeszcze dwa prawdziwki i uciekam dalej. Grzybobranie udało się znakomicie, w koszu pięknie pachną prawdziwki, podgrzybki i maślaki. Natura nadrabia to, co zablokowała latem, w okresie suszy.  A czy nadrobi? Nie będzie łatwo, mamy przecież październik.