Przed nami jeden z najpiękniejszych polskich kwiatów, który znalazł się pod ochroną prawną już w 1946 roku. Lilia złotogłów nie tylko zachwyca swą kwitnącą urodą, ale jest też rośliną niezbyt często widywaną nawet w Puszczy Białowieskiej. Nie dziwcie się zatem, że każde spotkanie z nią świątecznie celebruję.

Pierwszy raz udało mi się ją znaleźć dwa lata temu, zaś zupełnie niedawno odkryłem, że lilie rosną całkiem niedaleko od miejsca, w którym mieszkam w Puszczy Białowieskiej. Ta okoliczność sprawia, że będę mógł częściej obserwować rozwój tej rośliny - czy zwiększa swój areał, czy przetrwa, czy też może zniknie.

Lilia złotogłów jest rośliną cebulkową i tym sposobem rozmnażania, jeżeli warunki nadal są sprzyjające, utrzymuje się w swoim miejscu występowania. Rozmnaża się też przez przenoszone wraz z wiatrem nasiona. W optymalnych warunkach wyrastają z nich siewki, które formują swoją własną cebulkę. Jak się jednak okazuje, pomimo dwóch różnych możliwości podtrzymania gatunku, lilii złotogłów wcale nie jest łatwo doprowadzić do licznej populacji.
Skąd się to bierze? Jedną z przyczyn może być fakt, iż roślina ta znajduje się w menu jeleniowatych, a pożywne cebulki mają też zapewne innych wielbicieli.

Niegdyś kwiaty zrywane były na bukiety, ale obecnie chyba nikt, bądź prawie nikt tego nie robi. Nie sądzę zatem by te nieliczne przypadki miały wpływ na rzadkość występowania tej rośliny.

Lilia jest owadopylna i jak zauważyłem, chyba najbardziej ulubiona przez trzmiele, choć jak można wyczytać w literaturze, zapylana jest też przez motyle nocne, głównie z rodziny zawisakowatych. Będę musiał się o tym przekonać osobiście, wybierając się na nocny spacer. Na całe szczęście nie mam teraz do tej rośliny daleko, więc trzeba będzie dokonać obserwacji i oczywiście przy najbliższej okazji się z nią podzielić. Myślę, że warto, gdyż zawisaki to ćmy o niewątpliwej urodzie, podobnie jak lilia złotogłów.

Lilia doczekała się kilku ludowych, gwarowych określeń. Pani Jadwiga Waniakowa, profesor nauk humanistycznych doszukała się między innymi nazwy „janowa lilia”. Nie wiem jednak, czy ma to związek z okresem kwitnienia, czyli okresem letniego przesilenia i nocą świętojańską. Można też spotkać się z takimi nazwami jak lilie smoli nosy, czego wyjaśniać raczej nie potrzeba, a także leluje oraz leliwy.
Ta ostatnia nazwa znalazła też swoje odzwierciedlenie w epizodycznej postaci z „Potopu” Henryka Sienkiewicza. Pomimo wielu przywar, był to jedyny „dżentelmen" z kompanii Kmicica, który nie był ścigany przez prawo, a nazywał się Rekuć – Leliwa. Czyżby Henryk Sienkiewicz w tak osobliwy sposób zadbał o lilię? Sądzę, że to czysty przypadek, gdyż w rzeczy samej żyła taka postać jak Jerzy Rekuć herbu Leliwa i to w wieku XVII. Zainicjował on powstanie Poczty Królewieckiej, wcześniej jednak ukończył szkołę w Kiejdanach, a dzięki fundacji Radziwiłłów kształcił się też w Berlinie. Kto liznął co nieco polskiej historii zapewne teraz zrozumie wyrafinowaną złośliwość Sienkiewicza.
Oj, chyba zbytnio odbiegłem od tematu samej lilii złotogłów, ale prawda, że interesujące?  Być może wyjaśniło się też zupełnie przypadkiem i przez moje gadulstwo, dlaczego pisarz tak okrutnie umieścił Leliwę w awanturniczej kompanii Kmicica i raczej pięknego kwiatu na myśli nie miał.

Cykl: "Wędrując po Puszczy". Autor: Artur Hampel