Oj, dała mi w kość ta larwa, nie dlatego, że i mnie zaczęła obgryzać, lecz z powodu trudności w oznaczeniu gatunku.
Niby taka charakterystyczna, niby bez trudu przypisałem tego owada do właściwej rodziny a jednak sporo czasu zajęło mi dowiedzenie się, co to za stworzenie.
Wiedziałem, że należy do rodziny pilarzowatych, wiedziałem też, że na pewno nie jest to płast brzozowiec, którego larwy chętnie są fotografowane ze względu na charakterystyczne żerowanie. Zatem z czym się zetknąłem na liściach jarzębiny obgryzionych do golusieńkich nerwów?
Na polskich stronach internetowych, to właściwie o tym gatunku jest cisza i kto wie, czy nie opisuję go w naszym rodzimym języku po raz pierwszy dla szerszego forum odbiorców.
Podczas intensywnego poszukiwania informacji w sieci w końcu udało mi się znaleźć to, czego szukałem.
Okazało się, że owad ten cieszy się sporym zainteresowaniem, ale w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie i na tamtejszych stronach internetowych, między innymi treścią publikowaną za Centrum Gatunków Inwazyjnych i Zdrowych Ekosystemów na Uniwersytecie Georgii (University of Georgia)
Gatunek został w końcu przeze mnie oznaczony!
A cóż to takiego? W polskiej literaturze naukowej nie odnalazłem polskiego nazewnictwa (co niekoniecznie oznacza, że takiego brak, po prostu nie udało mi się znaleźć). Nazwa łacińska tej błonkówki należącej do rodziny pilarzowatych, to Pristiphora geniculata. W wolnym zaś tłumaczeniu nazwy tego owada z języka angielskiego, to mucha jesionowa. Nazwa nieco myląca, gdyż pilarzowate nie są muchówkami a błonkówkami. Zetknąłem się też z innym oznaczeniem - mucha jarzębinowa.
Owady te nie są miłymi gośćmi w Ameryce Północnej i stanowią tam gatunek inwazyjny. Żerują między innymi na jarzębach oraz jesionie wyniosłym, nazywanym za oceanem również jesionem europejskim.
A jak jest w Puszczy Białowieskiej? Okazuje się, że jest jak najbardziej naszym rodzimym gatunkiem, choć osobiście nie wyobrażam sobie co by się działo z naszymi jesionami i jarzębinami, gdyby tak doszło do gradacji tego owada wzorem gradacji kornika drukarza.
Przechadzając się po leśnych ostępach rzucił mi się w oczy szkielet liści. Ogryzione po same nerwy stanowiły tak charakterystyczny element, iż niemal podbiegłem w to miejsce, by zobaczyć cóż to takiego żarłocznego opanowało młodą jarzębinę. To właśnie te niewielkie larwy przypominające nieco larwy płasta brzozowca siały spustoszenie w ulistnieniu.
Musze przyznać, że choć widok fantastyczny, zarówno ogryzionych liści jak i żerujących larw, to jednocześnie trochę straszny.
Cykl: "Wędrując po Puszczy". Autor: Artur Hampel