No naprawdę, jakby nie można było nadać temu owadowi bardziej przyzwoitej nazwy. Cuchna nawozowa? No jak to brzmi! Obrzydliwość! A może jednak słusznie została tak „ochrzczona”?


Pierwszy raz, tak na całkiem poważnie zainteresowałem się cuchną nawozową właśnie w Puszczy Białowieskiej. Harcowały sobie nieboraczki wczesną wiosną na świeżuteńkich żubrzych odchodach.

Ich spotkanie nie było przypadkowe, gdyż właśnie cuchnącymi śladami podążałem za żubrem mając nadzieję go wyśledzić. Moje tropienie przerwało jednak wspomniane widowisko, które było ni to tańcem, ni to bijatyką, a nawet nie czymś, o czym dzieci wiedzieć akurat nie muszą, a dorośli się z pewnością domyślają.

Rozbójnik zaś z tej muchy! Dajcie wiarę, to prawdziwy łobuz i awanturnik!

Cuchna nawozowa jest dość popularnym owadem pośród pasjonatów, a nawet zawodowych entomologów. Dzieje się tak za przyczyną zaciętych walk pomiędzy samcami o względy samicy. Zaciętych do tego stopnia, że ucierpieć może nawet umiłowana wybranka.

Zazdrość samca nie zna granic. Gdy już posiądzie swoją ukochaną, to nie opuszcza jej aż do chwili, gdy ta złoży jaja w świeżuteńkich
żubrzych odchodach.


Tak w ogóle, to właśnie ten ciepły jeszcze „placek” stanowi arenę, na której można oglądać akty miłości, zazdrości i zaciekłej walki. Widowisko jest na tyle spektakularne, że w pewnym momencie przestaje się zważać na to, co tą arenę tak naprawdę stanowi.

Cuchna nawozowa spełnia w środowisku Puszczy trzy dość istotne role.

Po pierwsze jej larwy przyczyniają się do szybkiego rozkładu naturalnego nawozu pozostawianego przez stada żubrów. Po drugie, jej drapieżnictwo skutkuje ograniczeniem innych muchówek, w tym takich, za którymi i my ludzie nie przepadamy. No i po trzecie, choć to cuchnie akurat najmniej się spodoba, to same stanowią pokarm dla wielu organizmów.

Bezwzględnie jednak swoją sławę zawdzięczają niesłychanemu wręcz awanturnictwu. Tak to w życiu i przyrodzie bywa - jak zwykle idzie o kobiety.

Cykl: "Wędrując po puszczy". Autor: Artur Hampel