Przemierzając młodniki dębowe poszukiwałem czerwcowych borowików. Wysuszona na pieprz ściółka skrzypiała raz po raz pod stopami, zdradzając wszystkim moją obecność. Nauczony doświadczeniem wiem, że pierwsze puszczańskie prawdziwki pojawiają się z reguły blisko dróg, w miejscach nasłonecznionych i zwykle wśród młodych dębów. Długo nie musiałem szukać. Już po kilku minutach pojawił się pierwszy w tym roku borowik usiatkowany.
Nie był to typowy, nabrzmiały okaz, z brunatno-orzechową czapką, ale jasny od słońca, obarczony spękanym kapeluszem, słaby starzec. Kolorem przypominał wręcz zeszłoroczny liść dębu. Towarzyszył mu młodszy kolega, kształtem zbliżony do ideału, niestety niefortunnie utracił już połowę czapeczki na rzecz wygłodniałych owadów. Kolejny grzyb też był uszkodzony. Kopnął go zapewne dzik, który wraz z rodziną był tu przede mną.
Znalazłem w sumie sześć sztuk! Po sprawdzeniu pierwszego okazało się, że jest robaczywy (a z reguły pierwsze są robaczywe), postanowiłem, że tym razem grzyby pozostaną w lesie.
Podczas poszukiwań spotkałem jeszcze dwa koźlarze pomarańczowo-żółte. Były zdrowe, lecz dość podsuszone i stare. Tym również dałem spokój. Zabrałem za to ze sobą grzybowy zapach. Jest niepowtarzalny, zawsze kojarzy mi się ze świąteczną atmosferą i pierogami. Następne znaleziska będą na pewno zdrowsze. Musi tylko padać deszcz. Jest teraz bardzo potrzebny Puszczy, bo zaczyna tu być naprawdę sucho.
Autor: Wuev