Było to za czasów, gdy odwiedzałem „swojego” żubra tuż pod Białowieżą Jako, że towarzystwo żubra na łące nie należy do zbyt bezpiecznych i wciąż trzeba zachowywać czujność, wyruszyłem krętą ścieżką poprzez las, szukając nowych wyzwań.
Tym oto sposobem natrafiłem na włochatego bobaska, który niezmiernie lubi spijać rosę - stąd wzięła się jego nazwa. Jaka? O tym już za chwilę.
Gąsienica spora, bo jakieś siedem centymetrów miała, na dodatek wypasiona niczym dorodna krasula. Powiem więcej o tym dziwolągu, bo jest co opowiadać, zwłaszcza, że literatura na jego temat jest dość skromna.
Gąsienica wydaje się być stworzeniem wciąż spragnionym, dlatego zyskała nazwę - barczatka napójka, zwana niekiedy napójką łąkową (Euthrix potatoria).
Gdy po przepoczwarczeniu, światu ukaże się wreszcie motyl, możemy być zaskoczeni jego wielkością. Rozpiętość skrzydeł sięga niemal do siedmiu centymetrów. Warto przy tym dodać, że samice są znacznie większe od samców, niekiedy nawet o trzy centymetry!
Gąsienice tego nocnego motyla, czy jak kto woli – ćmy, zachowują się dość osobliwie. Upodobały sobie spijanie rosy znajdującej się na roślinach. Najczęściej "rytuał" ten odprawiają na tych samych roślinach, na których żerują, choć nie jest to wcale regułą.
Po ostatniej wylince szukają miejsca do przepoczwarczenia. Znajdują je nisko nad ziemią. Tworzą wówczas gęsty oprzęd, zawieszając swój kokon na roślinach zielnych. Zdarza się jednak, że przepoczwarczają się też nieco wyżej, na przykład na krzewie, bądź drzewie.
Po około dwóch, trzech tygodniach z kokonu wchodzi brązowożółty motyl o krępej budowie, jak to zresztą w rodzinie barczatek bywa.
Barczatka napójka żeruje na trzcinach, pałkach i turzycach, nie ma więc jakiegoś istotnego znaczenia gospodarczego dla człowieka. Ma natomiast z całą pewnością znaczenie dla natury, a może nawet stanowi przysmak jakiegoś innego zwierzęcia. Nie ulega jednak wątpliwości, że jest ważna dla każdego, kto ceni bogactwo przyrodnicze, zarówno form jak i kolorów.
W niektórych miejscach obserwuje się zanikanie barczatki napójki, a winą za ten stan rzeczy obarcza się wykaszanie przydrożnych pasów, na których rosną turzyce - dla naszej bohaterki rośliny żywicielskie.
Z moich obserwacji wynika, iż istotnie barczatka napójka szczególnym upodobaniem obrała sobie za miejsce do życia przydrożne pasy zieleni. W związku z tym, że bardzo chętnie przylatuje też do światła, to miejsce jej występowania, żerowania i rozrodu może stanowić ogromne zagrożenie dla populacji tego gatunku. Ze zderzenia z samochodem nocny motyl z całą pewnością nie wyjdzie cało. Podobnie ma się rzecz w odniesieniu do wędrówek drogą, gdzie o rozjechanie przecież nietrudno.
Szedłem ja sobie tą krętą drogą, patrzę, a z przeciwnej strony nadciąga wielka na siedem centymetrów włochata istota. Prawdziwe szczęście móc przyjrzeć się jej z bliska, bo nigdy wcześniej nie widziałem, jak zabiera się do spijania wody. Rosy jednak tego dnia nie było, ale napójka i tak postanowiła nagiąć małą roślinkę, by móc wziąć chociaż mały łyczek. No cóż, tym razem się nie udało, więc poszła szukać dalej.
Cykl: "Wędrując po Puszczy". Autor: Artur Hampel