W słoneczny, poniedziałkowy poranek, wybrałem się do jednego z rezerwatów w Puszczy, na spotkanie z dzięciołem trójpalczastym, choć tak naprawdę wcale nie miałem pewności, czy go tam odnajdę. Spacer zaczął się obiecująco - świeże ślady rodziny żubrzej, kilka jeszcze ciepłych kup - dobry znak. Jeśli nie uda mi się z dzięciołem, może chociaż zobaczę żubra?
Po przejściu mniej więcej kilometra, usłyszałem nieregularny stukot, trochę cichszy niż dzięcioła dużego. Powoli kierowałem się w kierunku dochodzących odgłosów. Im bardziej się jednak zbliżałem, tym bardziej on się oddalał. Postanowiłem, że usiądę na dębowym wykrocie i poczekam. Siedząc tak przez pół godziny, spośród kakofonii zięb, kosów i innych pospolitszych śpiewaków, dało się usłyszeć muchołówkę małą.
Nagle świsnął on, ten na którego czekałem. Rozpoczęła się nierówna „gra" - trójpalczasty i ja. Spośród wszystkich dzięciołów, które miałem okazję podglądać, ten jest nadzwyczaj czujny. Przy każdej próbie podejścia, ucieka tak szybko i daleko, że mam problem z odnalezieniem następnej lokalizacji spryciarza. Udało mi się zrobić kilka ujęć, ale istotniejsze jest spostrzeżenie, że ten znakomity lotnik wybierał stare, żywe jeszcze sosny i na nich poszukiwał pokarmu. Stojące w pobliżu, od kilku lat martwe i pozbawione kory świerki nie były już dla niego atrakcyjne. Trwający przez ostatnie lata proces zamierania wiekowych świerczyn, może być dużym zagrożeniem dla trójpalczaka. Dobrze byłoby dla niego, gdyby część tych drzewostanów przeżyła gradację kornika i przetrwaliby wspólnie. Sam zresztą chciałbym jeszcze przez długie lata chodzić po Puszczy wśród wyniosłych, zdrowych świerków.
Autor: Wuev