Z niemałym furkotem, tuż spod nóg wyskakuje w górę jakaś szara kula, która niczym kamień wystrzelony z procy, znika gdzieś niedaleko w leśnej gęstwinie. Serce może wyskoczyć w takiej chwili. Dosłownie zawał prawie! Bo jak tu być przygotowanym na furkoczącą w powietrzu kulę piór? Jest to tak niespodziewane, jak zaskakujące może być tylko bliskie spotkanie z jarząbkiem.

W życiu zdarzyło mi się to po raz drugi. Za pierwszym razem miałem lat może osiem, by teraz, po ponad czterdziestu latach przytrafiło się to ponownie.

Stanąłem jak wryty, wiedziałem, że jeden niefortunny krok i moja noga może niechcący zrobić jajecznicę na zimno.

Po zapamiętaniu miejsca, w którym zapadła samica jarząbka, spojrzałem w dół - są! Dziewięć, cudownych i wcale niemałych jaj. Można by pomyśleć, że są od małej kury, gdyby nie ten charakterystyczny deseń na skorupkach.

Do bardziej osobistego spotkania doszło po kilku dniach. Wiedząc, iż kura jarząbka siedzi na gnieździe tak długo, jak to tylko możliwe, istniała szansa ponownego spotkania jej, tym razem bez wywołania niepokoju nagłym najściem. Chciałem jednak zbliżyć się na tyle blisko, by móc spojrzeć jej w oczy.

Idąc powoli, starałem się wypatrywać z oddali miejsca, w którym jarząbek uwił gniazdo. Nie jest to wcale takie proste. Gdy kura siedzi na gnieździe, jej ubarwienie piór zlewa się z podłożem tak bardzo, że miejsce to jest niemal niewidoczne.

W końcu widzę, jest! Jeszcze kilka kroków i leżę nieopodal, witając się bezgłośnie oraz robiąc równocześnie pamiątkową fotkę. Kura ani drgnie - zapewne myśli sobie, że jej w ogóle nie widać i łypie tylko jednym okiem w światło obiektywu. Bardzo powoli wycofuję się z tego miejsca, udając, że nic, ale to nic nie widziałem.

W Puszczy Białowieskiej jarząbki widuje się dość często. Przestały być przesadnie płochliwe, można się zbliżyć do nich na niewielką odległość. Niekiedy nawet nie odlatują, a szybkim biegiem po prostu uciekają. Bywa, że nawet przysiądą niedaleko na gałęzi, choć gwałtowny ruch równie gwałtownie je płoszy.

Zdarza się i tak, że towarzyszą pracującym nieopodal drwalom, jakby w ogóle im nie przeszkadzał warkot pił. Zapewne też nie przeszkadza. Prace leśne są przecież częścią życia Puszczy od bardzo wielu lat. Leśne zwierzęta już dawno do nich przywykły - ot, choćby żubry, ale to już temat na inną opowieść.

Autor: Artur Hampel
Cykl - „Wędrując po Puszczy”