Potężne dęby i strzeliste świerki rezerwatu Szafera przez lata wprawiały w podziw kolejne pokolenia turystów. Położony wzdłuż drogi z Białowieży do Hajnówki miał być wizytówką puszczy. Przez ostatnie dziesięć lat uległ jednak ogromnemu zniszczeniu, a dawne bogactwo rezerwatu możemy teraz oglądać już tylko na fotografiach.
„Dziś po odzyskaniu niepodległości, czas zająć się tworzeniem parków natury, które chroniłyby w sobie resztki pierwotnego piękna przyrody polskiej, stały się ostoją dla gnijącej już, swoistej szaty roślinnej i dla wymierającej z każdym rokiem fauny, aby były miejscem niczym nie skrępowanych badań dla przyrodników i leśników oraz miejscem studiów dla artystów i młodzieży szkolnej”. To słowa inicjatora rezerwatu, polskiego botanika, profesora Władysława Szafera, wypowiedziane zaledwie kilka lat po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku.
Potężne dęby, wysokie świerki, niezwykłe bogactwo przyrodnicze terenu zapierało dech w piersiach. Rezerwat położony wzdłuż drogi z Białowieży do Hajnówki, miał sprawić, że każdy przejeżdżający otrzyma kwintesencję piękna Puszczy Białowieskiej. Ten niesamowity krajobraz przetrwał nawet zawieruchę drugiej wojny światowej, a także lata powojenne, gdy do 1969 roku utracił status rezerwatu.
Prawdziwy kataklizm nadszedł dopiero w ostatnich dziesięciu latach. Zaostrzenie przepisów pozwalających na działania służb leśnych w granicach rezerwatu zbiegły się z gradacją kornika drukarza. Lawinowy rozwój tego szkodnika spowodował, że z miesiąca na miesiąc ze zdumieniem i bezradnością obserwowaliśmy jak zniszczeniu ulegają kolejne drzewa.
To co dzisiaj zostało z dawnego rezerwatu Szafera jest obrazem rozpaczy. „W zasadzie straciliśmy całą górną część krajobrazu, tworzące go wysokie świerki w większości są już martwe” - sytuację opisuje nadleśniczy z Hajnówki Mariusz Agiejczyk. „Brak możliwości czynnej ochrony drzew, spowodował także nagromadzenie się materiału łatwopalnego. Ryzyko pożaru jest ogromne, możemy usuwać tylko te drzewa, które zagrażają bezpieczeństwu podróżujących”.
Czy rezerwat pozostawiony bez pomocy człowieka, jest w stanie samodzielnie odtworzyć dawne bogactwo?
„Przy takiej skali gradacji, siedliska ulegają zachwaszczeniu, co uniemożliwia odrodzenie się dawnych drzew” - przekonuje nadleśniczy Mariusz Agiejczyk. „Zamiast świerków i sosen wszędzie wyrośnie grab. Tymczasem potrzebna jest decyzja odnowienia drzewostanu zgodnie z operatami siedliskowymi”.
Może się tak zdarzyć, że wkrótce w rezerwacie nie tylko nie będzie co podziwiać, ale także jak podziwiać. Mimo, że służbom udało się ostatnio udrożnić wiele kilometrów przejść, to wciąż część szlaków turystycznych, ze względów bezpieczeństwa, pozostaje zamknięta.
Według nadleśnictwa, jeśli nie podejmiemy żadnych działań, krajobraz definitywnie zubożeje. Dawne bogactwo przyrodnicze rezerwatu, w tym strzeliste świerki wypełnią gatunki łatwo odnawialne. Tymczasem nasadzenia drzew dopasowanych do siedlisk, mogłyby nie tylko zatrzymać proces niszczenia, ale też przyspieszyć odnowę dziesięciokrotnie.
To od nas zależy, w jakim stanie przekażemy rezerwat kolejnym pokoleniom. Błędne decyzje mogą nas jednak wiele kosztować.