
Samce łosia zmieściły się w niewielkiej luce powstałej na skrzyżowaniu dawno już zarośniętych dróg. Warto było jednak znosić niewygodę, by podgryzać pędy niewysokich świerków. Jeden z bohaterów porzucił już ciężar poroża, a nawet rany na głowie są już niewidoczne. Sterczą jedynie zgrubienia żywej tkanki.
Skromny oręż drugiego byka, w postaci dwóch odnóg, całkiem nieźle trzyma się jeszcze na głowie i zapewne minie kilka długich dni lub nawet tygodni, aby udało się go zrzucić.
Widać że starszy z kompanów, sprawniej zabiera się za konsumpcję, dość celnie przebierając w skrawkach. Młodzieniec drepcze trochę niezdecydowanie, jakby niepewny, co by tu schrupać.