
Pierwszy śnieg spadł w puszczy dwudziestego trzeciego listopada, cienka warstwa białego puchu przykryła drzewa i dno lasu, rozjaśniając na chwilę jesienną szarugę. Gałęzie drzew, niczym bajkowo umalowane „piernikowym lukrem”, obniżyły swoje ramiona, a każdy podmuch wiatru zrzucał z nich biały pył, który raz po raz unosił się nad leśnym szlakiem.
Zima utrzymała się zaledwie przez kilka dni, a śnieg znikł, jakby go tu zupełnie nie było. Na leśnych stołówkach znów spotykamy wiecznie głodne borsuki. Może przeczuwają, że zima może wrócić w każdej chwili. Oby przyszła przed świętami i została z nami na dłużej. Nie tylko nam, ale i puszczy jest teraz bardzo potrzebna.