„Karre-karre, kit-kit” - cóż to za język, którego donośne terkoczące dźwięki unoszą się nad topilańskimi stawami? Na pewno już go słyszeliście, bo wydaje je trzciniak, który jest tu najpospolitszym po krzyżówce mieszkańcem. Nie zabawia jednak w puszczy zbyt długo - przylatuje z dalekiej Afryki dopiero w maju i odlatuje niestety już w sierpniu.
Gniazda trzciniaka ukryte są, jak sama nazwa sugeruje, wśród trzcin, a do tego bardzo solidnie wykonane. Odpowiedzialność tego budowniczego doceniają kukułki, które próbują podrzucić mu swoje jajo. Trzciniaki zaciekle jednak bronią terytorium, a gdy dostrzegą wyrodną matkę, przeganiają ją natychmiast od gniazda. Mają dość opieki nad własnym potomstwem. Jaja wysiadują oboje rodzice, również wspólnie karmią pisklęta.
Dawniej głos trzciniaka był wśród ludu opisywany słowami: „ryba, ryba, rak-rak-rak, świędzi, świędzi, drap-drap-drap, boli, boli, cierp-cierp-cierp”, bo ten pospolity, związany ze środowiskiem wodnym ptak, towarzyszył rybakom i wędkarzom od wieków.