Krowa prowadząca stado swoim ciężarem omal nie złamała cienkiego pnia leżącego między drzewami. Stado przez chwilę przypatrywało się jak samica sięga po świeże gałęzie.
Wreszcie ruszyli dalej, omijając leżącą przeszkodę. Ostatni z maruderów zatrzymał się jeszcze przy wątłym drzewku, z lubością czochrając swędzącą sierść. Liczne suche gałęzie wystające z pnia musiały przynieść sporą ulgę, uwalniając choć na chwilę od męczących owadów.