Pochmurny i mglisty poranek nie nastrajał do leśnych wypraw, ale przecież sezon na zrzuty w pełni. Wyruszyłem zatem wzdłuż rzeki Leśnej, gdzie stare bory sosnowe porastają niewielkie pagórki wydmowe. Przy słabej widoczności i braku słońca czułem jakby dzień chylił się ku końcowi. Marsz dodatkowo utrudniały martwe, powalone świerki, które trzeba było omijać albo wspinać się po ich śliskich, pozbawionych kory kłodach, nastroszonych niestety ostrymi gałęziami. Podczas takich przepraw przez zwałowiska łatwo o drobne, obtarcia i stłuczenia. 

Po godzinnym przedzieraniu się przez świerkową dżunglę w końcu udało mi się dotrzeć do bardziej przyjaznego terenu, gdzie czekał mnie odpoczynek na powalonej brzozie. Ledwie usiadłem, dobiegł mnie niespodziewanie furkoczący dźwięk skrzydeł dzięcioła. Samica trójpalczaka, zainteresowana niedawno złamanymi, cienkimi świerkami, nic nie robiła sobie z mojej obecności. Podlatywała raz po raz na odległość kilku metrów. Zajęta poszukiwaniem larw owadów prezentowała idealnie swoje wdzięki, a ja miałem okazję na dłuższą obserwację. 

Utwierdziłem się w przekonaniu, że ten rarytas ornitologiczny jest najodważniejszy spośród wszystkich dzięciołów spotykanych w puszczy. I wcale mi nie żal, że nieudane poszukiwanie poroża zamieniło się w to niezwykłe spotkanie z dzięciołem trójpalczastym.

 

Wuev