Wracałem z mało udanego spaceru. Miałem plan, aby przejść dawno nie odwiedzane łąki. Okazało się jednak, że woda jest tam wciąż wysoka i przyjemna wycieczka szybko zamieniła się w  katorgę. Zamiast podziwiać przyrodę, skupiony byłem na własnych nogach, uważając by tylko nie nabrać wody w kalosze. Wokół nic, wszędzie pusto, ale jaki zwierz miałby ochotę brodzić po kolana w wodzie? 

Zauważyłem tylko żałobniki wygrzewające się na pniach cienkich brzózek. Siedziały w bezruchu chwytając ostatnie promienie zachodzącego słońca. Wybudziły się już z zimowego snu, teraz nie są tak barwne jak te, które widziałem w zeszłym roku, bo część łusek pokrywająca ich skrzydła obsypała się bezpowrotnie. Jeśli szczęście im dopisze, dożyją aż do czerwca. Rusałki to motyle, których dorosłe postacie żyją najdłużej spośród polskich motyli dziennych.

Zbliżając się do grupy martwych kikutów starych brzóz, poszatkowanych tu licznymi dziuplami,  usłyszałem dziwne odgłosy. Pojękiwania dobiegały jakby z wysokich koron olsz, ale nie mogłem dostrzec kto zawodzi tym żałosnym śpiewem. Dźwięk przypominał trochę głos któregoś z drapieżnych ptaków, nie mogłem sobie jednak przypomnieć gdzie już go słyszałem. Gdy już wydawało mi się, że odkryję jego źródło, tajemniczy odgłos nagle oddalał się na kilkanaście metrów i znów pojękiwał jakby był ranny.

Pokonałem w ten sposób około dwustu metrów, gdy wreszcie dostrzegłem, wysoko w koronach dorodnych brzóz… samicę dzięcioła dużego. To ona zwabiła mnie i odwiodła od swojej dziupli. 

Domyśliłem się, że zrobiła to celowo. Dostrzegła mnie w pobliżu miejsca gdzie obserwowałem żałobniki i najwyraźniej uznała, że mogę zagrażać jej potomstwu. Gdy więc samiec siedział na jajkach, ona, troskliwa matka, uwiodła mnie swoim żałosnym głosem. Udając głos zranionego zwierzęcia, udało jej się odwrócić moją uwagę i odciągnąć od gniazda. Tak oto mądra matka chroni swoje potomstwo.

Wuev