Raptem, spod kępy trawy, podskakując niezdarnie ale odważnie, ukazał się moim oczom młody mazurek. Ptak na tyle rezolutny, że w dziobie miał moją obecność i gdybym tylko zechciał, to dosłownie mógłbym go złapać do ręki.
Ta ufność w świat i otoczenie młodego ptaka, którego już pisklakiem jednak nie wypada nazwać, niemal bezgranicznie mnie rozczuliła, a jednocześnie przypomniała, jak bardzo może też być zgubna w skutkach.
Nie chciałem niepokoić młodego mazurka. Wolałem się nawet nieco oddalić, zaniepokojony bym go przez nieszczęśliwy przypadek nie nadepnął. Skaczący podlot tuż przy nogach, na stromym, wilgotnym zboczu niestety stwarzał takie zagrożenie.
Ja się oddaliłem, a on fruuuu i podleciał kawałek lądując na mostku kolejowym na Topile. Patrzę, a tu nagle drugi i trzeci podobnie rezolutny ptaszek podskakuje sobie tuż przy torach i skubie coś z ziemi i traw.
Ptaszki były na tyle ufne, że mogłem wykonywać im fotografie z bardzo bliska, a jeśli odlatywały, to zdecydowanie, że nie z powodu mojej obecności, tylko z jakiś zupełnie innych, znanych tylko im przyczyn.
Skąd takie przekonanie? Otóż w pewnej chwili odleciały dość daleko, przesiadując w chaszczach. Z początku sądziłem, iż istotnie jestem przyczyną ich spłoszenia i ucieczki. Po chwili jednak wróciły na tory, tuż obok mnie i pozwoliły się dalej fotografować, nie zwracając na mnie niemal żadnej uwagi.
To było moje najciekawsze spotkanie z mazurkami i w najśmielszych oczekiwaniach nie pomyślałbym, że dojdzie do niego właśnie w Puszczy Białowieskiej.
Autor: Artur Hampel