Wyjście o świcie w ostępy Puszczy Białowieskiej, a zwłaszcza wędrówki po jej łąkach gwarantują zupełne przemoczenie. Kto nie jest gotowy na takie wyzwania niech lepiej zostanie w domu. Zapewniam was jednak, że lepiej pogodzić się z losem wędrowca, bo widok Puszczy Białowieskiej o świcie wynagradza wszelkie niedogodności, nawet mokre ubranie. Zresztą, wraz z rosnącą temperaturą i piekącymi promieniami Słońca, bardzo szybko natura sama nas osuszy.
We mgle dostrzegłem niewyraźne sylwetki. Było dość daleko, dopiero po pewnym czasie kazało się, że jest to para żurawi otulona gęstą mgłą. Pomiędzy mną a żurawiami rosła kępa niezbyt wysokich krzewów. Idealna osłona do rozpoczęcia obserwacji. Ptaki nie dość, że czujne, to na dodatek wysokie, a zatem dość często wzrokiem penetrują okolicę.
Skradałem się do kępy krzewów i choć obyło się bez czołgania, to chwilami trzeba było dać nura w roślinność. Przecież żurawie nie stały w miejscu, przemieszczały się, a wówczas musiałem przypaść do mokrego gruntu. Trzeba było zachowywać się naprawdę cicho. Na szczęście, moją obecność zagłuszały coraz silniej budzące się ptaki, odśpiewując poranne hymny.
Wychyliwszy się wreszcie spoza krzewów z zadowoleniem doceniłem trudy wędrówki i mokrego ubrania. Widok był rewelacyjny, niepowtarzalny. Przestawcie budziki i skoro świt ruszajcie do puszczy!
Autor: Artur Hampel