Coraz wyższa trawa, nieustannie zasilana przez wiosenne deszcze, rośnie na białowieskich polanach wyjątkowo bujnie. Gdy wieje zaś porywisty wiatr - tak jak dzisiaj - wysoka zieleń faluje niczym rozkołysane morze. Silny wiatr ma tę zaletę, że rozprasza zapachy i doskonale zagłusza skradanie się tropiciela. Można więc iść nawet dość żwawym krokiem nie martwiąc się zbytnio, że zwierzyna cokolwiek wywęszy i usłyszy.
Piękna, ruda mykita, czyli mówiąc inaczej lis, zdawała się być głucha na naszą obecność, polując na gryzonie wśród bujnej zieleni. Uderzenia wiatru były tak silne, że wyrywały aparat z ręki. Polująca mykita nie miała takich problemów. Zanurzona niemal do połowy ciała w łanach trawy zdawała się nie przejmować kapryśną pogodą.
Lis zwietrzył wreszcie ofiarę. Gdy skradał się i zastygł w bezruchu, mieliśmy nadzieję na jego charakterystyczny skok zakończony nurem w gęstwinę traw. Wyraźnie widać jak zwierzę spina ciało do skoku, skupione wyłącznie na namierzonym celu. Niestety, mysz, nornik, bądź jakieś inne niewielkie stworzenie zdołało uciec, a naprężona sylwetka lisa nagle rozluźniła się, zapadając głębiej wśród traw. Lis rozejrzał się jeszcze na boki jakby nieco zdziwiony i zawiedziony, odwrócił się zwinne kitą i poszedł szukać szczęścia w innym miejscu.