Nad Topiłem zalegały jeszcze ciemności. Do świtu pozostało nieco mniej niż kwadrans, a do wschodu Słońca znacznie dłużej. Mimo to ptaki nieśmiało rozpoczęły już swoje trele, a dźwięki potęgowała otwarta przestrzeń zalewu i otaczający go las.
Powoli zaczęło świtać, wzrok wyłapywał coraz więcej szczegółów z otoczenia. W trzcinach i przybrzeżnych szuwarach wyraźnie tętniło już życie, choć trudno było jeszcze wypatrzeć skrzydlatych artystów. Ołowiana szarość wody nabierała barw, by w końcu, odbijając w toni nieboskłon, zapłonąć żywymi, ognistymi i złotymi blaskami. Dopiero wówczas ptasia orkiestra przeszła do ofensywy. Eksplozja dźwięków, urok ujawnionych niezliczonych barw budzącego się dnia i pierwsze promienie Słońca sprawiły, że i nam udzieliła się euforia i radość poranka.