Na Topile dość długo utrzymywała się tafla lodu, w końcu jednak i tutaj ustąpił, a wkrótce pojawiły się dwa łabędzie krzykliwe. Co mnie zaskoczyło, w ogóle się nie płoszyły. Do tej pory nie sprawiały wrażenia zbyt ufnych, a tym razem proszę, zamiast schować się wśród wodnych szuwarów, to paradowały przede mną jakby nigdy nic.
Miałem wyjątkową okazję przyjrzeć im się z dość bliskiej odległości, choć nie było to w żadnym przypadku moją zasługą, a raczej nonszalancją tej łabędziej pary. Raz po raz zanurzały głęboko głowę wyszukując dla siebie smacznych, wodnych delicji, po czym wynurzywszy się charakterystycznie nią potrząsały, rozbryzgując przy tym krople wody na wszystkie możliwe strony. Można tak było patrzeć na nie bez końca.
AH