Schodziłem już z Trybu Olemburskiego w tak zwaną Zieloną Drogę. W oddali widać było niewielkie wzniesienie zwieńczone mostem, ale coś wydawało mi się nienaturalnego w tej scenerii. Zerknąłem przez aparat fotograficzny i w rzeczy samej spostrzegawczość po raz kolejny mnie nie zawiodła. Tuż przed mostem stał sobie wilk i wpatrywał się w moją stronę. Czy mnie widział? Na pewno dostrzegł ruch i niemal z pewnością mnie słyszał.

Wilki mają doskonały słuch, a ze wzrokiem, to bywa różnie. Naukowcy zakładają, że wilk widzi bardzo dobrze, ale na krótkich odległościach. Coś na wzór krótkowzroczności, przekładając to na ludzkie rozumienie zagadnienia.



Miałem chwilę, by przygotować się na spotkanie. Choć była już szarówka rozstawiłem kamerkę i czekałem ukryty za bezlistnymi zaroślami. Otwarta przestrzeń rozstaju dróg podatna niestety była na podmuchy i zawirowania wiatru, ale na to nic nie można było poradzić.
Śnieg chrzęścił przy najmniejszym poruszeniu. Wciąż jednak czekałem, mając nadzieję, że szary wejdzie mi pięknie w kadr, zanim się zorientuje jaką na niego urządziłem zasadzkę.

Wilk był bardzo ostrożny. Przystawał co chwilę, nie był zbyt pewny obranego kierunku. Najwyraźniej wyczuwał moją obecność, choć nie był w stanie ocenić skali zagrożenia, stąd też po krótkich chwilach przystanku kontynuował trucht. Wreszcie nadeszła ta chwila, której obawiałem się najbardziej. Zorientuje się, że to człowiek stoi za krzakami, czy zamyślony wbiegnie mi przed obiektyw na kilkanaście kroków, bo o bliższej odległości w zasadzie nie mogło być mowy. Wówczas byłbym już widoczny w całej okazałości, a jakikolwiek manewr przy aparacie spłoszyłby go z całą pewnością. Wilk jednak nie pozwolił na to, by przyjrzeć mu się dokładnie. W dość znacznej odległości ode mnie przystanął, chwilę się wahał co ma zrobić po czym zawrócił i podreptał tam, skąd przybiegł, nie spiesząc się w ogóle. Po prostu zawrócił.

Autor: Artur Hampel