Miałem dobre przeczucie, że gdy wybiorę się nad Topiło, to spotkam tego spryciarza. Poznaliśmy się już wcześniej i mniej więcej wiedziałem, o jakiej porze dnia ten rudzielec wybiera się na łowy myszkując po szuwarach. Dlaczego myszkując? Skąd takie powiedzenie? O tym za chwilkę.
Wiedziałem, że zamarznięte jeziora lisy wręcz uwielbiają. Mogą się wówczas dostać do swoich łowieckich rewirów od innej strony, bardzo często lepiej dostępnej, niż od strony lądu. Nie pomyliłem się ani trochę. Mykita wyłonił się niczym rudy płomień z nadrzecznych zarośli, by w całej krasie zapłonąć swoją lisią rudością na tle czystej bieli śniegu, jaki pokrywał taflę zamarzniętego Topiła.
Wreszcie wyjaśniam o co chodzi z tym „myszkowaniem”. Otóż nazwa wzięła się po prostu z polowania na myszy, które obok norników są ulubionym lisim przysmakiem.
Najbardziej spektakularne polowania są te w głębokim śniegu. Wówczas lis wybija się jak na trampolinie ze swoich wszystkich czterech nóg i zapada w śnieg z mordką wycelowaną prosto w gryzonia. Zanim dojdzie do skoku, lis penetruje dość energicznie opolowywany rewir, przeczesując kawałek po kawałku zarośli, po czym oddala się nieco dalej i powtarza całą czynność, licząc, że uda się wypłoszyć gryzonia.
Myślę, że skojarzyło Wam się to z dość popularnym powiedzeniem, „myszkować po lodówce”. To nic innego jak właśnie odwołanie się do łowieckiego zachowania lisów.
Autor: Artur Hampel