Nie nazwałbym tego przyjaźnią, ale mam nadzieję, że po kilku spotkaniach z myszołowem wytworzyła się między nami jakaś nić porozumienia. Ja nie wpadam w jego rewir jak armatnia kula, a myszołów nie ucieka gwałtownie, jak za pierwszym razem, gdy na siebie trafiliśmy.
Z początku był niezwykle czujny i odlatywał niemal natychmiast, gdy tylko znalazłem się w polu jego widzenia. Po kilku spotkaniach stał się mniej nerwowy i pomimo mojej obecności nie wykazywał już chęci do ucieczki, choć z całą pewnością obserwował mnie bacznie.
Starałem się nie dawać powodów do niepokoju, nie podchodzić zbyt blisko, a raczej oswajać go z moją obecnością, co prawda niezbyt częstą, ale jednak powtarzającą się.
Ptak ten lubi polować nad niewielką rzeką. Pojęcia nie mam, jakie upodobał sobie w tym miejscu kulinaria. Nie udało mi się jeszcze tego ustalić. Wrodzony apetyt powinien mieć na norniki i myszy, ale to jego przesiadywanie nad rzeczką wydaje mi się aż nazbyt podejrzane.
Na razie odwiedzam go co jakiś czas licząc, że już wiosną i latem uda mi się zaobserwować nie tylko samego myszołowa z dość bliska, ale także dowiem się na co tu poluje. Oby nie zmienił miejsca żerowania i żeby natura nie wyrządziła mu jakieś krzywdy. Pozostaje cierpliwie czekać i wierzyć w pozytywny rozwój sytuacji.
Autor: Artur Hamplel