Mieszkanie na skraju puszczy przynosi wiele niecodziennych zdarzeń. Przygodę z grubodziobem zawdzięczam czereśni, która rośnie tuż obok mojego okna i która przyciąga swymi owocami wielu ptasich amatorów.
Dzień był piękny, słoneczny, siedziałem przy biurku, gdy nagle, kątem oka dostrzegłem za oknem lecącego ptaka. Natychmiast rozległ się huk. Nieszczęśnikiem, który uderzył w szybę okazał się młody grubodziób. Zderzenie było tak silne, że leżał jak nieżywy.
Zaniepokoiłem się, że biedaczysko skręcił kark, choć w sercu tliła się jeszcze nadzieja. Podniosłem go i odwracając z pleców położyłem na brzuchu w podłużnej, wypełnionej ziemią doniczce. Ptak oddychał, ale widać było, że jest bardzo mocno oszołomiony.
Nie chcąc go niepotrzebnie stresować, nalałem nieco wody do zakrętki od słoika i wróciłem do pracy. Z niepokojem wracałem do okna - grubodziób żył, ale nie miał absolutnie ochoty do ruszania się z miejsca. Dopiero po chwili, zaniepokojony moją obecnością, zaczął niemrawo ruszać głową na boki, jakby się rozglądał. Z biegiem czasu nabrał więcej pewności siebie, postanowił nawet spróbować, czy woda mu smakuje. Nie prędko zdecydował się przemieszczać po balkonie. Stał na skraju balkonu i wydawało się, że ocenia swoje możliwości. Odleciał dopiero po dwóch godzinach. Odetchnąłem z ulgą.
Autor: Artur Hampel