Drzewa już wówczas zmieniły barwę, nagie brzozy raziły smutkiem, a jedynie liść dębu ostał się najlepiej - taka już jego natura. Widoczne w oddali brązowe krzewy dawały schronienie leśnym mieszkańcom, ile razy chowały się w nich spłoszone sarny.
Tego dnia sarny nie wyszły jednak na trawę, ani nie dał się dostrzec łoś, choć on również jest tu stałym bywalcem. Być może wcześniej od nas usłyszał charakterystyczne odgłosy, narastające z każdą sekundą. To doskonale znany żurawi klangor, ostateczny sygnał do wyprowadzki. Niebawem ptaki nadleciały w kluczu, wysoko nad koronami drzew. Przenosiły się na południowy-zachód w nieco cieplejsze strony, z dala od białowieskich mokradeł i torfowisk.