Tytuł być może okaże się nieco mniej zaskakujący, gdy poznacie łacińską nazwę tej ważki. Brzmi zaś nie inaczej, jak Anax imperator. Pozwolicie jednak, że pozostanę przy polskim, bardziej swojskim nazewnictwie, czyli przy husarzu władcy.

Choć nad zbiornikiem w Topile przebywam dość często, to husarza udało mi się w tym miejscu sfotografować po raz pierwszy. A trudno go przecież nie zauważyć - jest jedną z największych krajowych ważek. Zapytacie jak duży? Rozpiętość skrzydeł przekracza dziesięć centymetrów, co stanowi niewiele mniej niż rozpiętość skrzydeł naszych najmniejszych ptaków, takich jak mysikrólik i zniczek.

Husarz władca, jak każda ważka jest drapieżnikiem. Z fascynacją obserwowałem jak patroluje swój rewir, wyszukując nad wodą nieszczęsnych ofiar. Gdy tylko dostrzegł obiekt wart uwagi, potrafił nagle zmienić kierunek lotu. W ogóle obserwowanie ważek podczas łowów, to wciągające zajęcie. Czas upływa wówczas bezlitośnie szybko.

Husarze są bardzo podobne do żagnic i trudno się temu dziwić, należą do tej samej rodziny ważek. Husarz władca jest ważką dość pospolitą, choć zwykle spotykaną nad większymi zbiornikami wodnymi. W tychże zbiornikach, po złożeniu jak przez samicę jaj, rozwijają się drapieżne larwy, które po przezimowaniu poddadzą się przeobrażeniu w latające już ważki.

Zmiany klimatyczne sprawiają, że „nasz imperator” podbija coraz to nowe północne rubieże kontynentu, podążając ze swoim podbojem z wód Afryki, Azji i Środkowej Europy. Z pewnością i w Puszczy Białowieskiej będzie mu coraz lepiej, przynajmniej do czasu, w którym nie zacznie brakować w zbiornikach wody. Póki co warunki do rozwoju ma doskonałe.

Autor: Artur Hampel