Listopad to jeden z najbardziej ponurych miesięcy w roku. Noc wygrywa z dniem, temperatura coraz częściej spada poniżej zera, deszcze i kałuże utrudniają życie. To również intensywny czas dla przyrody, która musi przygotować się do zimy. Oczywiście są różne taktyki przygotowania do zimy. Najbardziej znaną jest zapadanie w sen zimowy. Niedźwiedzie teraz intensywnie wychodzą na żerowiska zebrać taką ilość tłuszczu, która umożliwi im ułożenie się w gawrze i przespanie zimnych miesięcy. Zresztą nie tylko one. Przykładem śpiocha jest jeż. Zwykle zasypia on w październiku, gdy temperatura powietrza spada poniżej 10 stopni, i śpi przez pół roku, zagrzebany pod liśćmi w specjalnie przygotowanych jamkach. Łóżko jeża wysłane jest mchem, trawą i liśćmi.

Myli się jednak ten, kto twierdzi, że sen tego kolczastego zwierzątka jest twardy jak kamień. Przede wszystkim jeż cały czas jest czujny, jeśli chodzi o temperaturę. W czasie hibernacji działa precyzyjna machina termoregulacji. Jeżeli temperatura spada do ekstremalnie niskiego poziomu, jeż natychmiast podnosi temperaturę ciała nawet do 50 stopni, by potem je stopniowo schładzać. W czasie snu zmniejsza częstotliwość bicia serca ze 181 uderzeń na minutę do zaledwie 20. Średnio robi jeden wdech na 60 sekund (w normalnych warunkach jest to 50 wdechów). Takie zamykanie się w sobie i przesypianie kilku miesięcy to mniej kosztowna alternatywa dla dalekich podróży w ciepłe kraje, na które decyduje się wiele polskich ptaków wędrownych. Część zwierząt oczywiście dostosowuje się do zmieniających się warunków. Futra ssaków aktywnych zimą zmieniają swoją gęstość i często również kolor, tak aby z jednej strony poprawić dostosowanie do niskich temperatur, a z drugiej zabezpieczyć przed atakami drapieżników. Wśród badaczy dużych ssaków znane jest też zjawisko torporu. Gdyby szukać porównania do komputerów i hibernacji naszych laptopów, torporem można nazwać włączenie wygaszacza ekranu.

W świecie zwierząt – podobnie jak w hibernacji – w zjawisku tym mamy do czynienia z obniżeniem temperatury ciała, spowolnieniem pracy serca oraz większości innych czynności fizjologicznych. Różnica polega na tym, że zjawisko to jest dużo bardziej krótkotrwałe. Taki stan odrętwienia może przeciągnąć się do kilku dni, jeżeli w tym czasie nie ma sprzyjających warunków do normalnej aktywności, np. występują silne opady deszczu uniemożliwiające żerowanie. Potrafią w niego zapadać również duże zwierzęta, które bardziej znane są z czujności i aktywności niż z wielomiesięcznego chrapania, np. jelenie. Mistrzem jest jednak niewielki gryzoń. Ryjówka malutka jest swoistym fenomenem. To niewielkie zwierzątko jest bardzo żarłoczne i potrafi zjeść dziennie dwa razy tyle, ile samo waży. Gdyby taką analogię stosować do człowieka, to wystarczy sobie wyobrazić 80-kg mężczyznę, który musiałby pochłonąć 160 kg ziemniaków, czyli około 10 niewielkich worków. Odznaczająca się tak wielkim apetytem, będąca w ciągłym ruchu ryjówka zimą jest w ogromnych tarapatach z powodu braku pożywienia. Odpowiedzią organizmu jest efekt Dehnela.

Polega on na tym, że ryjówka, niczym w filmach science fiction, znacznie się zmniejsza. Minimalizacji podlegają jej organy wewnętrzne, a nawet czaszka. Sam mózg, tak istotny również dla ryjówek, zmniejsza się o 30 proc. Efekt ten został nazwany od nazwiska prof. dr. Augusta Dehnela (żyjącego w latach 1903–1962), organizatora i długoletniego kierownika Zakładu Badania Ssaków PAN w Białowieży. Ten niezbyt znany badacz działający w Puszczy Białowieskiej był wybitnym polskim zoologiem, ale również zapalonym sokolnikiem. W roku 1938 opublikował on w czasopiśmie „Łowiec Polski” podręcznik sokolnictwa „O sztuce układania ptaków drapieżnych do łowów”, wydany w formie książkowej tuż przed II wojną światową. Zjawisko, które zostało przez niego odkryte, to już czasy powojenne. Badania prof. Dehnela zostały opublikowane w 1949 r. i później przez wiele lat były kontynuowane. Sam badacz zmarł w 1962 r., a jego nagrobek znajduje się na warszawskich Powązkach.