Być może pierwszy był donośny klangor żurawi, albo ledwie zauważalny lot latolistka cytrynka. Jedno jest pewne, wiosna w Puszczy Białowieskiej jak co roku zdumiewa wielością barw, zapachów i odgłosów! 

To musiał być jeszcze koniec lutego. Szara roślinność białowieskiego lasu nie nastrajała specjalnym optymizmem. Wszystko wydawało się jakby zanurzone w półśnie. Przejmującą ciszę raz po raz przerywało postukiwanie pracowitego dzięcioła i złowrogie nawoływania przelatujących kruków. I właśnie wtedy, niczym za wyciągnięciem czarodziejskiej różdżki, gdzieś z oddali usłyszeliśmy ten jakże charakterystyczny, rozdzierający ciszę, potężny klangor. Żurawie wróciły do Puszczy!

Nie trzeba było długo czekać na nasze pierwsze spotkanie. Para żurawi stała na śródleśnej łące rozpoczynając swój rozsławiony, godowy taniec. On podchodził do niej z lekko wychyloną szyją, a w każdym jego ruchu znać było grację i uległość partnerce. Ona jakby kłaniała mu się z wzajemnością, szeroko rozstawiając swoje piękne skrzydła. Mijali się tak kilkukrotnie raz nisko kłaniając, to znów podskakując. Zamarliśmy w bezruchu, by nie spłoszyć tych puszczańskich tancerzy. Żurawie zazwyczaj nie pozwalają podejść do siebie zbyt blisko, zresztą kto by chciał im przerywać w tak niezwykłej chwili.

Kolejnym figurom towarzyszyło, śpiewne nawoływanie tancerzy, a gdy wreszcie wszystko się skończyło ona odeszła. Samiec chwilę odczekał i udał się w ślad za nią, tak jakby wcześniej to razem ustalili.

Jak na zawołanie, drzewa zazieleniły świeżymi pąkami, znad rozlewisk dobiegły godowe rechoty żab, a dno lasu zabieliło się od całych kobierców zawilca gajowego. Ta przepiękna roślina szczególnie upodobała sobie bory mieszane. Musi zdążyć z rozkwitem, zanim na drzewach rozwiną się liście i zabiorą zawilcowi ulubione światło. W pochmurne dni kwiat ten zamyka swoje płatki, by ponownie je rozwinąć w promieniach słonecznych. Niech nas jednak nie skusi swym pięknem. Choć w medycynie ludowej zawilec miał dość szerokie zastosowanie, jest rośliną toksyczną, zawiera w sobie trującą ranunkulinę. To co dla nas szkodliwe, zupełnie nie  przeszkadza owadom, które tłumnie podlatują do żółtych pylników zawilca, by czerpać z niego odżywcze substancje.

Zanim jednak pojawiły się wiosną zawilce, a nawet być może chwilę przed tym jak przyleciały  do puszczy żurawie, nagle pojawił się on - latolistek cytrynek. Jest to jedyny, występujący w Polsce motyl dzienny, który zimuje w postaci dorosłej. Podczas bezśnieżnej zimy schowany był wśród opadłych liści. Pierwsze wiosenne dni nie były jednak wcale dla niego łaskawe. Duże różnice w temperaturach sprawiały, że motyl ten raz się chował, by po chwili znów się wynurzyć, szukając tylko okazji do miłosnych igraszek.

Słusznie się mówi, że motyl ten zwiastuje wiosnę. Trudno pomylić go zresztą z jakimkolwiek innym motylem, choć wcale nie tak łatwo go w ogóle wypatrzeć. Jego skrzydła wyglądają jak wiosenne listki, są bladożółte u samicy i nieco ciemniejsze u samca. Dodatkowo pokryte są siecią żyłek bardzo przypominających unerwienie liścia. Nie dziwcie się zatem, że lepiej zapamiętaliśmy donośny klangor żurawia, niż pierwsze spotkanie z latolistkiem.

Gdy latolistek opuści swoją zimową kryjówkę, na początku musi mu wystarczyć niewielki zestaw puszczańskich roślin. Jedną z ulubionych jest podbiał pospolity. Ten żółty kwiat, nazywany też boże liczko, może się ścigać z kwitnięciem z śródleśnym zawilcem. Gdy tylko się pojawi na polanie, ustawia się do niego cała kolejka przebudzonych owadów. Kolejne słoneczne dni przynoszą jednak następne gatunki przyciągających zapachem kwiatów. Więcej jest też latolistków, które teraz już całymi gromadami buszują na białowieskich polanach, nie narzekając na brak pożywienia. Pachną zaś jak świeże cytrynki - stąd też zapewne ich nazwa. Latolistek jest jednym z najdłużej żyjących motyli, choć jego aktywność spada wraz ze wzrostem temperatur. Wówczas zapada ponownie w letarg, kryjąc się w gęstych zaroślach i dziuplach drzew.