Czekając na rykowisko jeleni, nie przegapmy miłosnych gonitw saren. Rogacze już teraz zajmują najlepsze, leśne rewiry. Wędrując po puszczy nie bądźcie zaskoczeni, gdy nagle usłyszycie ich donośne szczekanie.
Rykowisko jeleni przyciąga do puszczy wielu miłośników przyrody. Nie ma przecież nic bardziej spektakularnego niż dwa potężne byki napierające na siebie złączonymi porożami. Do tego ten rozdzierający poranną ciszę, potężny ryk! Tymczasem, na długo, zanim rozpocznie się jesienny spektakl jeleni, w puszczy już słychać nerwowe poszczekiwanie rogaczy. To najlepszy sygnał, że już niebawem zaczynają się sarnie gody. Zostańcie z nami, bo już w wakacje będziemy mogli wspólnie podziwiać to niezwykłe widowisko!
Sarny być może nie są w Puszczy Białowieskiej szczególnie licznym gatunkiem. Mają tu wielu wrogów naturalnych, począwszy od lisa i wilka, na rysiu skończywszy. Zwłaszcza dla rysia, są one szczególnie atrakcyjnym kąskiem. Mimo tego, z roku na rok obserwujemy znaczny wzrost liczebności tych zwierząt.
Czerwiec, to zwłaszcza dla samców sarny, czas intensywnych przygotowań. Samce odłączają się od męskich zgrupowań, by wyszukać wśród puszczańskich drzew najlepszej ostoi. Na wybór tymczasowej, letniej siedziby mają wpływ dwa czynniki: dostępność pokarmu oraz dogodne warunki do ukrycia. Apetyt rogacza jest teraz ogromny - nie wystarczy zwykłe źdźbło trawy. Sarni ród to prawdziwi smakosze. W menu rogacza jest wiele gatunków wyselekcjonowanych roślin, a ten dopiera je sobie w zależności od apetytu, pory roku i potrzeb. Rośliny, które teraz znajdzie muszą mu zapewnić odpowiednią dawkę energetyczną na najbliższe tygodnie, czas intensywnych, miłosnych uniesień.
Wielokrotnie pokazywaliśmy na naszym portalu, jak dumne kozły bronią swoich ostoi. Z godną podziwu zapalczywością, uderzają parostkami o pnie drzew i walczą z gałęziami, niczym Don Kichote z wyimaginowanym przeciwnikiem. To nie swędzenie poroży wywołuje ową chęć do walki. Parostki są już w pełni ukształtowane i dawno zgubiły swój ochronny scypuł. Pięknie rozbudowane i uperlone mogą teraz świadczyć o doskonałej kondycji samca. Bojowe nastawienie rogaczy bierze się zaś z naddatku testosteronu. Przez szalejące hormony, kozły dosłownie rozpiera energia.
Pozostawione na drzewach nacięcia wyznaczają granice ostoi. Rogacz chodzi zaś z dumnie wyciągniętą głową. Lepiej dla sarniej konkurencji, by trzymała się z dala od jego rewiru.
Do miłosnych spotkań dochodzi już od połowy lipca. U samic rozpoczyna się wówczas okres rui. Kozy wychodzą na białowieskie polany i cienkim, piskliwym nawoływaniem przyciągają ukryte w lesie samce. Zwabieniu rogaczy, służą też wydzielane przez nie zapachy.
Teraz, przez najbliższe tygodnie wieczorną ciszę będzie przerywało donośne szczekanie saren. To wyraźne ostrzeżenie kozła dla innych samców, żeby się trzymali od jego wybranki z daleka. Sarna zaś na początku udaje, że nie zwraca na adoratora najmniejszej uwagi. Zamiast podejść do niego, jak gdyby nigdy nic skubie w spokoju co smaczniejsze ziele. A jednak, raz po raz, ukradkiem zerka w jego stronę i zachęcająco wyciąga długą szyję. Gdy wreszcie on, ośmielony zachowaniem partnerki podchodzi nieco bliżej, ona nagle odbiega. Ucieczka jest jednak pozorna, a samiec chętnie podejmuje warunki tej gry. Być może zdaje sobie też sprawę, że gdzieś nieopodal kryją się młode koźlaki, a sarnia mama za żadne skarby nie opuści potomstwa.
Samica w czasie gonitwy zatacza coraz mniejsze kręgi, aż wreszcie pozwala się zbliżyć cierpliwemu adoratorowi. Do miłosnych uniesień dochodzi w trakcie kilku najbliższych dni. Zmęczony samiec raz po raz wyleguje się, w przerwach podskubując trawę. Wreszcie na dobre porzuca obiekt westchnień, by znaleźć rozkosz u innych białowieskich saren.
Samica wraca zaś do swojego rudla. Choć rozwój płodu trwa u saren zaledwie pięć miesięcy, młode przyjdą na świat dopiero w maju, przyszłego roku. Natura zastosowała u tych zwierząt sprytny wybieg - zjawisko ciąży przedłużonej. Polega to na tym, że noszony płód zaczyna rozwijać się dopiero od stycznia. Inaczej poród musiałby wypaść w środku srogiej zimy i małe koźlaki nie miałyby najmniejszych szans na przeżycie.