Zapraszamy na niezwykłą wędrówkę po Puszczy Białowieskiej. Przekonacie się, że ta przepiękna kraina, aż tętni od magicznych miejsc. Wśród gałęzi drzew pokażemy wam masło czarownic, a na białowieskich rozlewiskach żabę, która zmienia kolor. Zdradzimy wam też sekrety dawnych szamanów. Chodźcie z nami i dajcie się zaczarować!

Wiele miejsc w Puszczy Białowieskiej potrafi przenieść nas w krainę czarów. Dzisiejszą wędrówkę zaczynamy w lesie olchowym. Popatrzcie na zdjęcie i te niesamowite korzenie drzew. Naprawdę, wcale nie trzeba wiele, by poruszyć moce wyobraźni. Ols jest bowiem takim rodzajem lasu, gdzie drzewa stają na korzeniach niczym na szczudłach. To wysoki poziom wody sprawia, że system korzeniowy wspina się jak najwyżej, by wznieść pień ponad lustro zalegającej wody. Tworzą się wówczas niebywałe formy i kształty zielonych kolumn. Porośnięte soczyście zielonymi mchami pnie, sprawiają wrażenie, jakby za chwilę, w ślad za nami miały wyruszyć w podróż na swych silnych, umięśnionych „nogach".

Białowieskie rozlewiska jeszcze parę dni temu przyciągały wędrowców z zupełnie innych powodów. To niosący się z oddali godowy śpiew żab zachęcał, by podejść jak najbliżej i przyjrzeć się tym niezwykłym śpiewakom. Wśród ogromnych ropuch i rechoczących donośnie rzekotek, uważne oko być może dostrzegło prawdziwie zaklętego królewicza. To samiec żaby moczarowej, aby skusić partnerki do miłosnych igraszek, przybiera na czas godów zjawiskowy, niebieski kolor. Musicie być jednak bardzo ostrożni, w żadnym wypadku nie można go przestraszyć! Wówczas czar natychmiast pryska, a piękna, niebieska barwa, zamienia się z powrotem w codzienny, zwyczajny brąz. Za zmiany koloru odpowiedzialna jest zgromadzona pod skórą limfa.

Zostawmy jednak żaby w spokoju i chodźmy jeszcze dalej. Kolejne organizmy Puszczy Białowieskiej tylko czekają, by odkryć ich baśniowe formy i kolory. Jednym z nich jest bez wątpienia owocnik kisielnicy kędzierzawej. Gdy przyjrzycie się jego ponurej, obślizgłej i czarnej strukturze, być może zrozumiecie dlaczego ten nadrzewny grzyb z rodziny uszakowatych nosi także nazwę - masło czarownic. Nie próbujcie jednak smarowideł leśnej wiedźmy, grzyb ten jest niejadalny. Porasta martwe drewno drzew liściastych, często łącząc się w większe grupy. Nazwy „masło czarownic” w odniesieniu do grzyba po raz pierwszy użył niemiecki botanik Johann Jakob Dillen. Było to ponad 200 lat temu, czasie szczególnie baśniowym. Właśnie w wieku XVIII i XIX nastąpił rozkwit twórczości skierowanej do dzieci, gdzie prym wiedli Bracia Grimm. Być może szanowany naukowiec zwyczajnie uległ baśniowej narracji, gdy natrafił na tego grzyba gdzieś w głębokim lesie, pełnym kędzierzawych mchów, porostów i wykrotów? Być może wyobraźnia naukowca pozwoliła sobie wówczas na odrobinę szaleństwa? Kto wie…

Skoro już mowa o grzybach i bajkowym świecie, to trudno nie wspomnieć o muchomorze czerwonym, który w świecie bajek ma już swoją ugruntowaną pozycję. Utożsamiany jest oczywiście ze śmiertelną trucizną, choć w rzeczywistości trzeba go zjeść większe ilości, by doprowadził do śmierci. Bez wątpienia jest jednak trujący i lepiej omijać go z daleka. Do tej rady nie stosowali się jednak starożytni szamani, którzy używali muchomora czerwonego do wprowadzenia się w trans, co było oczywiście niemałym ryzykiem.

W Polsce muchomor czerwony wykorzystywany był przez nasze prababcie jako… trutka na muchy. Swoim słodkim zapachem przyciągał natarczywe owady. Był jednak na tyle nieskuteczny, że zamiast je zabijać, to tylko odurzał. Trzeba więc było czym prędzej wyrzucić uśpione owady, zanim znów wróciły do formy. 

A skąd charakterystyczne białe plamki na wierzchu czerwonego kapelusza? Otóż w początkowym stadium rozwoju, owocnik muchomora pokryty jest w całości osłoną. W miarę wzrostu, jest ona  rozrywana, a na kapeluszu zostają jedynie jej fragmenty w postaci białych kropek. Część z nich zostaje z czasem spłukana przez krople deszczu.

Na koniec jeszcze jeden puszczański stwór, ale tym razem jest to opowieść dla osób o naprawdę mocnych nerwach. W Puszczy Białowieskiej rośnie pewien grzyb, którego widok u niejednego wędrowca sprawił szybsze bicie serca. Nie bez powodu próchnilca maczugowatego nazywamy  palcami umarlaka. Grzyby te potrafią wywołać makabryczne skojarzenia, zwłaszcza gdy przybierają siną barwę. Wówczas istotnie wygląda to tak, jakby z ziemi wystawała część upiornej dłoni.