Widok czapli białej na wodach Topiła sprawił, że nie mogłem odejść obojętny. Upodobała sobie czatownię jednak w takim miejscu, że nijak nie byłem w stanie podejść bliżej. Zapadające się podmokłe podłoże i gęste zarośla nie pozwoliły mi dotrzeć nad sam brzeg. Nie udało się zrobić zdjęcia bez wchodzącej w obiektyw kurtyny gałęzi. Obchodziłem je to z jednej, to z drugiej strony i ostatecznie musiałem dać za wygraną, obserwując zachowanie ptaka z mostu szosy prowadzącej do osady.
Czas podchodów nie był jednak stracony. Nad głową niespodziewanie przemknął mi krogulec, szukając kryjówki wśród olchowych gałęzi. Równie blisko podleciały łabędzie krzykliwe i w pełnym majestatu locie, wodowały na końcu zbiornika.
Pliszka siwa, ze swoim charakterystycznym drygiem długiego ogonka, przysiadła na zanurzonym w wodzie fragmencie drzewa. Okazało się, że niewielka powierzchnia w zupełności wystarczyła, do spacerów w tą i z powrotem. Gdzieś w oddali brodziły samotniki wyłuskując z mułu pyszności, a ja, zauroczony tym widokiem zupełnie zapomniałem o białej damie, czyli czapli siedzącej w feralnym dla mnie miejscu. Zerknąłem zatem - siedziała dalej, niczym wykuty posąg. Cierpliwość tych ptaków jest zaiste zdumiewająca.
Od czasu do czasu jakaś większa ryba zaznaczała kręgi na wodzie rzucając się na swoją zdobycz. Czekałem na bieliki, ale tym razem ich nad Topiłem nie było. Zamiast nich, nad wierzchołkami drzew zamajaczyła spora sylwetka jakiegoś dużego ptaka. Szybko się okazało, że to czapla siwa przyleciała konkurować z białą kuzynką. Szybowała tuż nad nią, by ostatecznie przysiąść w innym miejscu. Najwyraźniej nie była skora do wszczynania awantury.
Artur Hampel