Czosnaczek pospolity jest rośliną nieco zapomnianą, a przez to niedocenianą. Prawdopodobnie niewiele osób zwraca na nią uwagą, choć w Puszczy Białowieskiej jest jej dosłownie ogrom. Rośnie przy drogach, na skraju lasu i w jego głębi. Roślina preferuje głównie lasy liściaste i może pojawiać się zarówno w miejscach nasłonecznionych, jak również zacienionych.
Trudno jej nie zauważyć - jest rośliną dość wysoką, może dorastać od kilkudziesięciu centymetrów do nawet jednego metra wysokości, a na szczycie pojawiają się charakterystyczne dla niej drobne, białe kwiaty. Zanim zacznie kwitnąć, może przypominać nieco pokrzywę, a to za sprawą podobnego pokroju liści. Nie parzy jednak jak pokrzywa, więc nawet jeszcze przed rozpoczęciem kwitnienia można ją łatwo rozpoznać. Pewność, że nie pomylimy jej z jakąkolwiek inną rośliną daje pojawienie się kwiatów. Nieco podobna jest do niej jasnota biała, ale ta, na szczęście, jest również rośliną jadalną.
Głównym związkiem czosnaczku z czosnkiem, bądź też czosnkiem niedźwiedzim jest smak jego liści. Podobnie jak w przypadku czosnku niedźwiedziego, liście można wykorzystać w stanie świeżym, jako dodatek do sałatek, czy wszelkiego rodzaju past np. na bazie masła, jajek, czy sera. Doskonała jest także do przyprawiania dań mięsnych i rybnych. Można też zjadać liście w stanie surowym, co często mi się zdarzało, choć zazwyczaj trudno było do tego namówić towarzyszących mi puszczańskich globtroterów. Jako przyprawa posłużą nie tylko liście czosnaczku, ale także rozdrobnione nasiona.
Niewątpliwą zaletą czosnaczka jest jego powszechność, a przez to brak ochrony gatunkowej. Można więc zbierać czosnaczek pospolity do woli, a gromadzenie domowych zapasów, nawet w sporych ilościach nie spowoduje zaniku tej bardzo ekspansywnej i pospolitej rośliny.
Ze swojej strony zachęcam, aby podczas wędrówek po puszczy zebrać nieco tej rośliny i wypróbować do kulinarnych eksperymentów. Jeśli nie dodacie czosnaczku do potrawy zbyt dużo, to wraz z innymi przyprawami wyczarujecie niepowtarzalny smak. Będzie on wam przypominał wędrówki po Białowieskiej Puszczy.
Artur Hampel