Zapewne wiele razy słyszeliście wiosenny, donośny, melodyjny trel trznadla. Głos ten można wprawdzie usłyszeć także w innych porach roku, ale zwłaszcza na wiosnę dziób mu się dosłownie nie zamyka. Trznadel szuka tylko okazji, by rozsiąść się wygodnie gdzieś na gałęzi i rozpocząć swój koncert.


Trznadli na obrzeżach Puszczy Białowieskiej jest naprawdę dużo. Zwykle obserwuję je wśród gałęzi wierzby, z którymi ubarwienie tego sympatycznego ptaka zlewa się w jedną, zielonożółtą barwę.Tym razem miejscem spotkania był jednak krzew dzikiej róży.


Powoli skradałem się na skraj szpaleru utworzonego właśnie przez dziką różę, by tuż za nią obserwować czajki i kwiczoły, które intensywnie żerowały na łące. Nagle, gdzieś bardzo blisko rozległ się dźwięczny trel trznadla. Spojrzałem w górę, ale nic nie dostrzegłem. Nie chcąc płoszyć kwiczołów, a jednocześnie pobudzony ciekawością, gdzie podział się ptaszek, który co chwila odzywał się gdzieś nad moją głową, powoli podniosłem się z kolan, wypatrując zielonożółtego towarzysza. No nie ma! Stałem wśród krzewu dzikiej róży i w zasadzie było mi już obojętne, czy kwiczoły się spłoszą, czy też nie. Gdzieś obok mnie był przecież trznadel, a ja poczułem niewiarygodną chęć poznania miejsca jego kryjówki. Gdy odezwał się ponownie, okazało się, że znajduje się bliżej niż myślałem, na wysokości mojej twarzy, niespełna dwa metry ode mnie. Spoglądał na mnie, a ja, jak na filmowym ujęciu, w zwolnionym tempie unosiłem do twarzy aparat, by wykonać z całą pewnością zdjęcia absolutnie wyjątkowe - tak właśnie mi się wydawało. Gdy już uśmiechałem się na samą myśl tych fantastycznych fotografii, ptak poderwał się i odleciał.

Spotkanie nie zostało jednak uwiecznione, a szkoda, gdyż takie okazje nie trafiają się codziennie. Może jednak kiedyś dopisze mi szczęście na wyjątkową fotografię trznadla.

Autor: Artur Hampel