Był tak zajęty wydłubywaniem nasion ze świerkowej szyszki, że nawet moja obecność nie była w stanie wytrącić go z rutyny uderzeń. Nie była to zresztą tak ciężka praca, jak mogłoby się na pozór wydawać, gdyż dzięcioł niezwykle sprawnie radził sobie z odłupywaniem kolejnych łusek, zjadaniem nasion i ustawianiem szyszki w rozgałęzieniu konarów.


Choć był jeszcze środek lutego, to dzień niósł ciepły, niemal wiosenny powiew. Moja leśna wyprawa dobiegała właśnie końca i z leśnych bezdroży wszedłem na dość często uczęszczaną drogę nieopodal Hajnówki. Właśnie tam usłyszałem kucie dzięcioła, ale takie jakieś inne, jakby przytłumione. Zacząłem się rozglądać po koronach drzew, usiłując namierzyć miejsce tego tajemniczego dźwięku. Wreszcie dostrzegłem nie tylko kuźnię, ale i samego jej właściciela uderzającego dziobem w świerkową szyszką. Dzięcioł był tak bardzo zaabsorbowany swoim rzemiosłem, iż bez większego trudu mogłem dokładnie przyglądać się jego pracy.
Podziwiałem więc szybkie i sprawne uderzenia dzioba. Jedne miały na celu oddzielenie łuski od szyszki, inne natomiast sięgały po odsłonięte nasionko. Co jakiś czas dzięcioł poprawiał mocowanie szyszki w swojej kuźni i czynił to nad wyraz sprawnie.


Początkowo wydawało mi się, iż taka szyszka, musi stanowić dla niewielkiego ptaka dużą przeszkodę, ale gdy zobaczyłem jak sprawnie ją przenosi, jak nią obraca i jak mocuje w rozgałęzieniu konarów, to zacząłem nabierać wątpliwości, czy rzeczywiście jest to dla niego duży wysiłek.


Od czasu do czasu, jakby w obawie, zerkał w moją stronę. Można by też pomyśleć, że spoglądał na mnie wymownie, oczekując pochwały za dobrze wykonywaną pracę w swoim naprędce urządzonym warsztacie. Krótkie spojrzenie i wracał do wydłubywania nasion i czynienia z szyszki prawdziwej miazgi.

Przy okazji zademonstrował też jak zgrabnie przenosi szyszkę z jednego miejsca w kolejne, urządzając kuźnię w nowym miejscu. Prawdopodobnie towarzyszyłby mi dłużej, czy raczej ja jemu, gdyby nie nadjeżdżający rowerzysta. Dla dzięcioła najwyraźniej było to już zbyt wiele i chwytając silnie szyszkę w dziób, odleciał w głąb lasu.

 

Artur Hampel