Mimo nieustannego zamieszania w stadzie, nigdy nie udało mi się podejść do żerujących gęsi zadowalająco blisko. Próbowałem różnych metod skradania, korzystając nawet z rażących promieni słońca, a jednak głośne gęganie wartownika, za każdym razem  ostrzegło resztę. Słychać je było jeszcze dobre kilka minut, gdy leciały z krzykiem. 

Uciekały zawsze na południe. Dało mi to do myślenia. Zastanawiałem się gdzie może być ich druga ostoja, spokojne miejsce, gdzie mogą bezpiecznie przysiąść. Zapewne rozlewisko na łąkach, nieco bliżej skraju lasu, a zarazem nie za daleko od polnego żerowiska. Mój tok dedukcji okazał się słuszny. Samo rozlewisko? Nic wielkiego: trochę deszczu, dawne instalacje melioracyjne, teraz już niedrożne. Oczywiście bobry z tym rozlewiskiem trochę pomogły - co trzeba poprawiły, a gdzie trzeba spiętrzyły. Dla gęsi miejsce zaś idealne, z dobrą widocznością na wszystkie strony, a więc bezpieczne od potencjalnych prześladowców. 

Dojrzały mnie, gdy byłem jeszcze w lesie, ukryty wśród drzew. A potem? Jak zwykle - chwila ciszy i nagły furkot skrzydeł. W powietrzu unosiły się jeszcze ich krzyki, a dokąd poleciały. Niestety tym razem nie wiem.