Japończycy od wieków radzą osobom, które zakładają nowe rodziny i szukają miejsca do życia: kiedy się żenisz, wybierz miejsce bez dzika. Gdyby chcieć stosować tę metodę w Polsce, trudno byłoby wskazać miejsce do osiedlenia – zwierzęta te są bowiem w Polsce wszędzie, nie wyłączając największych miast.

Jeszcze kilkanaście lat temu spotkanie z dzikiem było egzotyczną przygodą, zwykle kończącą się szybką ewakuacją na drzewo. Pokolenia wychowane na rymowankach Jana Brzechwy wiedzą wszak, że „Dzika każdy z nas unika, \ bo to bestia zła i dzika” i że przy spotkaniu z nim umiejętności skakania pod gałęziach są bardzo przydatne. Dziś zwierzęta te są niemal codziennością, o czym przekonała się w ubiegłym tygodniu ekipa Polsat News, nadająca prognozę pogody z Krynicy Morskiej. W czasie gdy dziennikarka Milena Rostkowska-Galant zapowiadała słońce na Pomorzu, tuż za jej plecami, w odległości kilku metrów, przebiegła wataha składająca się z lochy i czterech warchlaków.

Opanowane wsie i miasteczka
Wystarczy przejrzeć informacje o dzikach z ostatniego tygodnia, aby zauważyć skalę zjawiska. W Mokrzyskach niedaleko Tarnowa wataha spałaszowała świeżą dostawę chleba, którą nad ranem dostawcy nieopatrznie zostawili pod jednym z supermarketów. Dziki nie przejmowały się ludźmi, którzy próbowali je odegnać. W Świnoujściu dziki to również codzienność, ale teraz mieszkańcy utrzymują, że tamtejsze zwierzęta wyjadają im... kury. Osoby, z którymi rozmawiał TVN24, są tego pewne i utrzymują, że widziały to na własne oczy. Dziki pojawiają się również w największych miastach. Łatwo spotkać je w Warszawie, szczególnie na Białołęce i w okolicach Lasu Kabackiego. Są również stałym elementem krajobrazu Katowic, Lublina czy Białegostoku. To co dla ludzi z miasta jest ciekawostką, to niestety stanowi zmorę rolników, którzy muszą użerać się z tymi szkodnikami pól. Populacja tego zwierzęcia w ciągu ostatnich 15 lat wzrosła niemal trzykrotnie i dziś jest szacowana na około 280 tys. osobników. Koła łowieckie co roku wypłacają rolnikom około 50 mln zł z tytułu szkód wyrządzonych przez dziki, ale to i tak w przeważającej części jedynie kwota symboliczna. Rolnicy próbują się zabezpieczać, ale to walka z wiatrakami, wszystkie metody są zawodne. Ich arsenał nie jest wcale taki mały. Pierwszym rodzajem odstraszania są substancje zapachowe. Oprócz domorosłych sposobów, takich jak rozrzucanie ludzkich włosów i stawianie strachów przypominających człowieka i robiących hałas, są również specjalne chemikalia. Mimo że zapach substancji jest nie do zniesienia, to jednak nie można tego uznać za metodę na dłuższą metę skuteczną. Najlepiej sprawdza się grodzenie upraw, ale to sposób drogi, a i tak skuteczność nie jest stuprocentowa.

Sami sobie winni
Należałoby zadać sobie pytanie, co powoduje wzrost liczebności dzików w całej Polsce i co zmieniło się w ostatnich kilkunastu latach. Jeszcze w latach 90. o dziku można było przeczytać, że zasiedlał on wszystkie typy terenów, ale najchętniej lasy mieszane, ze szczególnym uwzględnieniem terenów obfitujące w mokradła i bagna w głębi większych kompleksów. Jego menu składało się w 90 proc. z roślin (dzik żywi się również padliną, pędrakami i gryzoniami), z czego 30 proc. były to rośliny uprawiane przez rolników. Dziki, jeżeli żerowały na polach, to robiły to jak złodzieje – pod osłoną nocy. Dziś sytuacja jest odmienna. Według badań około 70 proc. menu dzików składa się z roślin uprawnych. Ogromne gospodarstwa, na których tysiące hektarów obsianych jest kukurydzą, doprowadzają do tego, że dziki nie dość, że żerują przez całą dobę, to jednocześnie przez długi czas w roku są zdolne do rozmnażania. Często biorą w nim udział osobniki młode, gdyż dzięki dostępowi wysoko kalorycznego pożywienia szybciej osiągają dojrzałość płciową. Wzrost liczebności w sposób oczywisty sprawia, że dziki rozszerzają swój zasięg terytorialny. Naturalnym wyborem stają się miasta, gdzie, po pierwsze, nieświadomi mieszkańcy je dokarmiają, a jednocześnie przestrzeń miejska chroni je przed polowaniem. Można powiedzieć, że sami zapraszamy dziki do miast, a później mamy z tego tytułu kłopoty. Zwierzę to potrafi być bowiem groźne dla ludzi. W razie spotkania najlepiej spokojnie się wycofać i nie zbliżać się do zwierzęcia. Szczególnie niebezpieczne są lochy z młodymi. Gdyby locha wzięła nas na cel, najlepiej od razu salwować się ucieczką. W żadnym wypadku nie powinno się dzików głaskać i robić sobie z nimi selfików.

Polityczny problem
Dziki są również źródłem wielu politycznych problemów. Ostatnio we znaki daje nam się tzw. afrykański pomór świń, przenoszony przez dziki, a dotyczący również naszych hodowlanych stad świń. Choroba jest wprawdzie niegroźna dla ludzi, ale jej występowanie poważnie uderza w polskich producentów wieprzowiny. Pierwsze dziki zarażone ASF odkryto w Polsce w lutym 2014 r. Mimo że można było się spodziewać, iż wirus przekroczy naszą granicę, to jednak koalicja PO-PSL została zaskoczona. W ramach walki z rozprzestrzenianiem się choroby utworzono strefę buforową, w której... zakazano odstrzału. Oczywiście ułatwiło to rozprzestrzenianie się choroby. Teraz z problemem jeszcze trudniej sobie poradzić. Ostatnio wybuchła panika w kręgach politycznych, bo choroba po raz pierwszy dotknęła świń hodowlanych. Wszystko przez nieuważnego rolnika, który podał świniom trawę skoszoną w pobliżu lasu. Taka informacja od razu pobudziła kreatywność polityków, którzy natychmiast stworzyli ciekawe koncepcje. W ubiegłym tygodniu Ministerstwo Rolnictwa poinformowało, że zbuduje płot wzdłuż granicy z Białorusią i Ukrainą, skąd przywędrowała do nas choroba. W sumie zasieki na dzika mają mieć długość 729 km. Jednocześnie ma zostać zwiększony odstrzał sanitarny dzików. Co ciekawe, niektórzy spośród polityków uważają, że odstrzałem powinny zająć się... oddziały obrony terytorialnej. Szybko rzucona koncepcja nie spotkała się jednak z uznaniem wojskowych. Rosną za to naciski na myśliwych, aby strzelali do dzików przez cały rok i bez względu na ich płeć oraz wiek. Wbrew obiegowej opinii o tej grupie społecznej nie ma w niej wielu chętnych, aby przeprowadzać eksterminację i strzelać do zwierząt z młodymi. Pewna obstrukcja prowadzi do tego, że rolnicy coraz mocniej naciskają, aby... rozwiązać PZŁ, a uprawnienia do polowania rozdać właścicielom gruntów. Wszystko więc wskazuje na to, że idą ciężkie czasy dla dzików. Znów będą musiały okazać swój spryt, upór i determinację, czyli cechy, których są symbolami.