Wysuszone, świerkowe gałęzie sterczały na ogromnej stercie, złożonej na środku leśnej uprawy. Przysiadały na nich co chwila ważki szablaki. To właśnie one były obiektem mojego intensywnego zainteresowania. Ważki co chwila zmieniały swoją czatownię, a ja, by wykonać im zdjęcia, zmuszony byłem ową stertę obchodzić naokoło.


Już prawie podniosłem aparat do oka, gdy nagle moją uwagę zwróciło coś wiszącego na jednej z gałęzi. Podszedłem bliżej i ku mojemu zdumieniu, ujrzałem zmumifikowanego stwora.


Od wielu tygodni prawdziwy żar lał się z nieba, zatem owej mumifikacji absolutnie nie było się co dziwić. Zastanawiał mnie natomiast fakt, jak do tego doszło, że stworzenie zawisło na gałęzi. Po wstępnych oględzinach można było dojść do niechybnego wniosku, iż mam do czynienia z gryzoniem. Tylko jakim? To już było niestety nie do rozpoznania.


Okazało się, że gryzoń zaczepiony jest za skórę z tylnej części tułowia i utknął w szczelinie gałęzi. Za sprawcę tej makabrycznej sceny w pierwszej chwili podejrzewałem dzierzbę srokosza. Wszak ptaki te polują na norniki i inne gryzonie. Po upolowaniu zaś takiej zdobyczy zdarza się, że zostawiają ją sobie „na później” i w tym celu właśnie wieszają na sękach oraz gałęziach, by po kilku dniach do niej powrócić.


Dlaczego jednak ta ofiara wisiała całkiem zasuszona, a jedyne co się nią zainteresowało, to jakiś motyl? Powróciłem na miejsce kolejnego dnia, by sprawdzić, czy gryzoń nadal wisi nietknięty, czy może jednak znalazł jakiegoś degustatora. Nieszczęśnik wciąż był na miejscu, wysuszony jeszcze bardziej niż dzień wcześniej.
Czy gryzoń mógł paść ofiarą nieszczęśliwego wypadku? Może spadł nieopatrznie z gałęzi zahaczając przy tym nieszczęśliwie futerkiem, bez szans na samodzielne oswobodzenie? Przyjrzałem się raz jeszcze jak ofiara była wczepiona w szczelinę załamania gałęzi. Bliżej jednak było mi do hipotezy jaka nasunęła się zaraz po odkryciu biedaka. Udział dzierzby srokosza wydawał się bardziej prawdopodobny, tyle tylko, że przez cały ten czas dzierzba się nie pokazała. Być może sama padła ofiarą innego drapieżnika, pozostawiając po sobie truchło gryzonia, którego zjeść już nie zdążyła. 

Cykl: "Wędrując po Puszczy". Autor: Artur Hampel