Są takie miejsca w puszczy, do których bardzo często wracamy. Niezależnie bowiem od pory roku i dnia, uważny obserwator zawsze napotka coś  interesującego.

Tuż po wschodzie słońca wybrałem się do jednego z tych miejsc. Aura nie specjalnie zachęcała, poranek był mglisty i wilgotny. Słońce też jeszcze skrywało się za chmurami, a zwierzęta  pozostawały w ukryciu. Nawet tropów było niewiele. 

Na końcu postanowiłem odwiedzić jedną z ulubionych polan, nawet bez specjalnej nadziei na na jakiekolwiek spotkanie z dzikimi mieszkańcami Puszczy. Pobieżnie omiotłem wzrokiem przestrzeń. Cisza. Jednak na skraju leśnej łąki, w resztkach opadającej mgły zamajaczył cień. Zerknąłem przez obiektyw - trud jednak nie poszedł na marne, z zieleni wyłoniła się klępa. 

Widywałem ją już wcześniej. Zatrzymała się i uważnie obserwowała otoczenie. Podekscytowany zacząłem  fotografować, ale jak to się zdarza w ważnych chwilach, sprzęt odmówił posłuszeństwa. Nerwowo zmieniałem obiektywy, a ona stała niewzruszona.  

Wreszcie udało mi się zapanować nad „złośliwością rzeczy martwych” i fotografowałem kolejne ujęcia. Zastanowiło mnie, dlaczego klępa jeszcze nie uciekła?  W końcu zagadka rozwiązała się sama. Z położonej w dole sadzawki wychylił się mały, brązowawy łoszak. Po niedługim czasie dostrzegłem jeszcze drugiego. Troskliwa matka po prostu przyprowadziła swoje bliźniaki na poranną toaletę. 

Gdy wiatr powiał w kierunku zwierząt, klępa zabrała dzieci do pobliskiej gęstwiny, a ja  odprowadziłem je jeszcze wzrokiem. Nieoczekiwane spotkanie poprawiło mi nastrój na cały dzień.