Zanim wybiorę się do puszczy na poszukiwania wybranego zwierzaka, próbuję wyobrazić sobie, że sam nim jestem. Wcześniej oczywiście poznaję jego dzikie zwyczaje, środowisko, w którym najczęściej przebywa, ulubione przysmaki, porę spożywania posiłków oraz miejsce wypoczynku. 

Dziś postanowiłem, że będę łosiem. Ubrałem długie gumowe buty, by sprawnie poruszać się po grząskim terenie. Od stóp do głów szczelnie przyodziałem garderobę, tak aby uchronić się przed atakami wszelkich krwiopijców i powoli, cichutko przedzierałem się przez wysokie trawy, chowając się wśród niskich, rozłożystych wierzb. Słońce prażyło niemiłosiernie w ponad trzydziestostopniowym upale. Oprócz pojedynczych głosów trznadli i samotnika, słychać było jeszcze głośne bzyczenie setek latających komarów. Kiedy postanowiłem na chwilę odpocząć, spostrzegłem w oddali delikatny ruch kołyszących się rytmicznie wierzchołków wysokiej na około trzy metry kępy wierzb. Domyśliłem się, że ktoś skubie zielone pędy, schowany z drugiej strony drzewa. Powoli podszedłem kilka metrów, aby zdemaskować intruza. Raptem wyłonił się on - byk we własnej osobie. Chrapnął coś pod nosem i nie patrząc w moją stronę udał się w kierunku zachodzącego słońca. Tym razem dopisało mi szczęście, warto zostawić trochę zdrowia dla takich przeżyć. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy, gdy poroże w całej okazałości, pozbawione  już scypułu, zalśni ponownie w blasku słońca. Do zobaczenia. 

Autor: Wuev