Krąży wokół tych os tyle samo informacji fascynujących, co niemal mitycznych. Mowa jest o klecankach. Mówię w liczbie mnogiej, bo i gatunków klecanek jest kilka. Najczęściej wspomina się o trzech, niekiedy o czterech - jest przy tym sporo entomologicznego zamieszania, nawet w literaturze naukowej.

W Puszczy Białowieskiej najbardziej prawdopodobne jest spotkanie z dwoma gatunkami: klecanką rdzawo rożną (Polistes dominula) oraz klecanką polną (Polistes nimpha).

Z klecankami lubię się spotykać od wielu lat i zawsze mnie fascynowały. Tym razem miałem jednak wyjątkową okazję być świadkiem zakładania gniazda przez klecankę polną. Z całą pewnością, o ile gniazdo nie ulegnie zniszczeniu, z różnych niezależnych ani ode mnie, ani od klecanki przyczyn, będę do niej na łamach tego portalu wracał z dalszymi dziejami powstającej właśnie klecankowej rodzinki.

Gdy się przyjrzeć z bliska, to już na pierwszy rzut oka widać, że gniazdo budowane przez klecankę jest trochę inne niż u os zwykło bywać. Otwarte, przypominające fragment plastra miodu, osadzone na krótkiej nóżce przymocowanej z kolei do cienkiej, choć stabilnej łodygi rośliny zielnej.

Jak to zwykle bywa podczas wędrówek po Puszczy, także to znalezisko było dziełem przypadku. Gniazdo jest już co prawda niemal gotowe do złożenia jajeczek, ale jak zauważyłem, trwają jeszcze prace wykończeniowe. Klecanki od os właściwych różni życie społeczne kolonii, a królowa wcale nie ma zapewnionej władzy raz na zawsze. Nie dość, że może być pozbawiona królestwa, to może nawet stracić swoje potomstwo.

Jak wspomniałem, krąży na temat klecanek wiele mitycznych opowieści, na przykład takie, że w naszej szerokości geograficznej użądlenie klecanki jest najbardziej dotkliwym i bolesnym użądleniem jakie może się przytrafić. Nawet bardziej bolesnym od użądlenia szerszenia. Kolejny mit, bądź nie mit jest taki, że klecanki są agresywne.

Co do pierwszej historii o bolesnych użądleniach, to nie potrafię się odnieść. Choć sporo miałem do czynienia z klecankami i szerszeniami, to szczęśliwym trafem uniknąłem nieprzyjemności użądlenia przez obydwa owady. Póki co (i niech tak zostanie jak najdłużej) nie potrafię zatem tego mitu zweryfikować. Co zaś się tyczy agresywności klecanek, to moje doświadczenie jej nie potwierdza. Wielokrotnie fotografowałem je z bardzo bliska (podobnie jak szerszenie) i nigdy nie wykazywały one agresywnego zainteresowania moją osobą. Klecanka, którą obserwuję na gnieździe wydaje się być raczej nieśmiała. Często chowała się za konstrukcją zbudowanego przez siebie gniazda, choć z upływem czasu chyba przywykła do mojej obecności. Zwyczajnie już pracuje, nie zważając na to, że akurat ją podglądam. Nie sposób więc powiedzieć, że jest agresywna nawet na gnieździe. Niewykluczone jednak, że może się to zmienić wraz z rozwojem sytuacji.

Wracając do naszej puszczańskiej klecanki, tę akurat udało mi się spotkać na łące, ale w ubiegłym roku widziałem kilka gniazd na leśnych uprawach. O ile teraz klecanki wypatrzeć jest dość trudno, to na jesieni będzie już o wiele łatwiej, gdyż oblegać będą kwiaty, racząc się nektarem. Należy dodać, że wręcz uwielbiają kwiaty nawłoci, przesiadują na nich całymi gromadkami. Zanim jednak doczekamy obfitującej w dobra jesiennej natury, będę się przyglądał jak też rozwija się ta nowa klecankowa rodzina. Wszelkie informacje przekażę Wam na bieżąco.

Cykl "Wędrując po puszczy". Autor: Artur Hampel